piątek, 22 lutego 2013

Rozdział czwarty


Sorrki, że tak dużo mi to zajęło. L Powstrzymywało mnie lenistwo, choroba, lenistwo. Lenistwo i szkoła to zdecydowanie moi dwaj najwięksi wrogowie. Mam jeszcze pytanie do doświadczonych koleżanek po fachu :P . Jak wy ,,reklamujecie” swoje blogi. Bo ja jestem czarna i mętna w tej kwestii. J

      Przyłożyłam głowę do zimnych prętów. Pamiętam jak kiedyś, w zamierzchłych czasach chciałam być pisarką i jak chodziłam po uliczkach rodzinnego miasteczka za wszelką cenę starając się wpaść w jakieś kłopoty, bo jak to ja sobie tłumaczyłam, aby być prawdziwą pisarką muszę pisać z własnych doświadczeń. Pamiętam też, że moją ostatnią i pierwszą książkę przerwałam w momencie, gdy główny bohater został zamknięty w więzieniu. Pomimo usilnych prób nie byłam wstanie dostać się za kratki. No popatrzcie! Na co się zdały te wszystkie wybite okna u sąsiadów i herbatki Liptona udające skręty? Wystarczyło wziąć pod swój dach pewnego debila i wszystkie moje marzenia się spełniły!!
-Hej Amare, co byś powiedziała na jakąś grę skoro i tak już jesteśmy zamknięci?- Powiedział GD uwodzicielskim tonem. A ja odwróciłam się powoli, wyobrażając sobie jak moja zła energia się materializuje i zmienia w wielki czarne psy. Chłopak widząc moją minę uśmiechnął się przepraszająco.-Oj nie przesadzaj, przecież ta przyczepa i tak już była wiekowa, a Afika nie lubiłaś zresztą z wzajemnością, to nawet lepiej, że jest w schronisku. – Gdy to mówił trzy labradory wyjadały mu mózg.
- GD...Kochanie...Czy ty, aby na pewno marz świadomość, co mówisz? Czy poprosić tego miłego oficera żeby trochę tobą potrząsnął w ramach opieki medycznej? Przypomnij sobie, przez kogo znaleźliśmy się w tej pożałowania godnej sytuacji!
-Przez Afika?- Zapytał głosem niewinnym jak u pani z pod latarni na emeryturze.
Ręce mi opadły, choć po części ma racje. Siedzimy w areszcie od pięciu dni, a trafiliśmy tu w dniu, gdy Bob, który tak naprawdę jest Johnem, przywiózł Afika. Przylazł, wypił z nami herbatkę, odstawił kundla i wyszedł nie zamykając drzwi. I to był pierwszy krok do katastrofy. Następnie GD nadepnął ogon Yorka. Drugi krok. Potem pies wybiegł głośno skamlając, a GD zanim. Trzeci krok. Długo nie wracali, więc wyszłam sprawdzić, co z nimi. Czwarty krok. Szłam i szłam leśną drogą pośród spadających liści i nic nie wróżyło, że katastrofa nadejdzie głośno tupiąc, ale wtem ujrzałam jakieś postacie na końcu drogi i usłyszałam szczekanie, ucieszyłam się i poszłam w tamtą stronę. Piąty krok. BUM KATASTROFA! Im byłam bliżej tym więcej szczegółów się nie zgadzało, pies nie szczekał, ale skomlał, postacie nie stały jak powinny, tylko jedna leżała bezwładnie a druga ją przytrzymywała za kołnierz. Kontury były nie wyraźne w cieniu, nie byłam niczego pewna, bałam się jak nigdy i wtedy promienie zachodzącego słońca przedarły się pomiędzy koronami drzew i oświeciły zakrwawioną twarz GD. To on pochylała się nad bezwładnych ciałem Boba\Johna. W tedy po raz pierwszy w moim długim dwudziestoletnim życiu zrobiłam to, co każdy normalny człowiek. Rzuciłam się do ucieczki. Zapewne cała scena wyglądałby przepięknie, długowłosa kobieta skąpana w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca, ucieka usłaną opadłymi liści alejką, gdyby nie ten tępy kundel, który wiedziony pierwotnym instynktem łowcy pobiegł za mną i powalił na ziemię. Tak, powalił mnie miniaturowy York. Moja nauczycielka samoobrony była by zemnie dumna.GD podbiegł do mnie i pomógł wstać z wielkim zmartwieniem na skalanej krwią twarzy. Zaczął przekonywać abym nie wyciągała pochopnych wniosków, że to nie on zaatakował Johna tylko mafijne miśki, a on porostu przechodził. I tak po wielu godzinach tłumaczeń zaczęłam mu wierzyć i starać się nie myśleć, że stwierdzenie,, ja tylko przechodziłem” to alibi większości morderców. Ale nie wszystko da się rozwiązać nie myśleniem, bo wkrótce przyjechała policja, zaczęli przesłuchanie, nie do końca uwierzyli w wersje GD, a potem odkryli, że mój camper był kradziony. Ja w tym palców nie mieszałam, przysięgam, po prostu mogłam kupić go od nie całkiem białych (w sensie mentalnym) ludzi. Tak, więc samochód poszedł na złom, a Afik do schroniska.
    Czułam na sobie wzrok GD cały czas, gdy rozmyślałam nad swoim godnym najwyższego pożałowania życiem.
- Czy przypadkiem nie masz dzisiaj odlotu do Korei?- Spytał, podejrzanie poważnym tonem.
- Jasne! Jeśli się nawdycham jeszcze trochę tej farby na ścianie to faktycznie będę miała odlot, ale nie koniecznie do Korei! Czy ty nie widzisz?! Jesteśmy za kratkami!
-Tak, ale twój bilet nie został anulowany.- Wciąż nie zmienił tonu. Skąd on bierze ten spokój? Nawet ja bym ze sobą nie wytrzymywała.
- No nie 2min był gdzieś w górach bez zasięgu, ciągle niewiedzą, że z nimi nie lecę. Będą nieźle zdziwieni jak się nie pojawię na odprawie.
-No to polecisz.- Spojrzałam na niego, jak to mam w zwyczaju, jak na człowieka-anomalię urodzonego bez piątej klepki. – Uciekniemy dzisiaj i to za chwilę.- Rozglądnęłam się odruchowo, ale nikt nie mógł nas podsłuchać, bo mówiliśmy po koreańsku, a kamery wiszące pod sufitem, przypuszczalnie od nowości nie działają, zresztą sprawdziliśmy to robiąc szaleńcze skoki i imitując samobójstwo. Nikt nie zareagował.- Mój plan powinien wypalić, jeśli tylko będziesz mnie słuchać.- nim zdążyłam spytać, co to za plan. GD chwycił za kołnierzyk mojej koszuli i jednym szarpnięciem ją rozpiął, przy okazji urywając większość guziczków. Odruchowo zasłoniłam się dłonią. Na co chłopak posłał mi ironiczny uśmieszek jawnie mówiący, że za bardzo, co zasłaniać to nie mam.  A potem chwycił mnie w tali, przyciągnął do siebie i wyszeptał do ucha,
-Za chwile masz się zacząć bronić, a jak już będziesz na zewnątrz walnij strażnika czymś ciężkim w tył głowy, zabierz mu klucze i mnie uwolnij. Ok?
I wtedy mnie pocałował, dosłownie zmiażdżył moje usta swoimi. Przez chwilę stałam jak wmurowana a potem, odruchowo, odpowiedziałam. Znam człowieka, który wielokrotnie naraził się na śmierć, bo ma odruch oddychania pod wodą i wstrzymywania powietrza na powierzchni, w porównaniu z nim jestem na bezpieczniejszej pozycji z odruchem całowania przystojnych Azjatów. Chyba. Nim zdążyłam zarzucić mu ręce na szyje chłopak odsunął się i spojrzał na mnie z dość głupkowatą miną.
-Maiłaś krzyczeć- powiedział. No to się wydarłam ile sił w płucach. GD chwycił mnie za głowę i zaczął targać włosy.  Przyciągnął znowu do siebie, ale tym razem nie pozwoliłby nasze usta się zetknęły tylko kręcił głową kilka centymetrów od mojej twarzy imitując pocałunek. A ja zaczęłam młócić rękami w powietrzu imitując sprzeciw.
-Co tu się wyrabia!- Krzyknął tłustawy oficer i zaczął szarpać się z kratami celi tuż obok naszych głów.
-Tu są drzwi, a pan trzyma do nich klucz- podpowiedział mu uprzejmie GD odsuwając się ode mnie.
Oficer wkroczył do naszej przytulnej klatki podciągając spodnie i wyciągnął mnie na zewnątrz znów zamykając drzwi.
-Jeszcze ci się odechce młode panny obłapywać- powiedział grążąc GD tłustym od kurczaczków KFC paluchem. I w tym momencie roztrzaskałam na jego głowie kubek.

Jeszcze żadna kobieta nie wydała mi się tak piękna jak Amare w tym momencie, gdy stała z odłamanym uszkiem kubka nad nieprzytomnym policjantem. Włosy miała zmierzwione, koszule rozpiętą tak, że ukazywała jej stanik w malinki, policzki zaróżowione a oczy błyszczące. Schyliła się i wyjęła klucz z ręki oficera i otworzyła mi drzwi bez słowa. Szczerze mówiąc nie byłem pewny, co do tej części planu. Obawiałam się, że gdy tylko się wydostanie to żuci się do ucieczki zupełnie o mnie zapominając, ale z drugiej strony nie spodziewałem się też, że odpowie mi na pocałunek. Ta dziewczyna jest zdecydowanie dziwna.
- Myślisz, że nic mu nie będzie?- Spytała spoglądając z poczuciem winny na nieprzytomnego mężczyznę. Prychnąłem w duchu. No jasne mu to współczuje, a jak mnie kopie, co chwile w łydki to jakoś winna się nie czuje.
- Ani ty ani kubek nie jesteście na tyle silni by wyrządzić mu krzywdę.- Powiedziałem, chwyciłem ją za rękę i zacząłem biec. Dokładnie pamiętałem trasę, którą mamy uciekać, bo jak nas prowadzili i jak musiałem mieć wypady do kibelka, uważnie przyglądałem się rozmieszczeniu kamer i innym szczegółom.
- Zresztą i tak przypuszczalnie molestował więcej dziewczyn niż ty wżyciu zobaczyłaś.- Rzuciłem przez ramię skręcając w kolejny korytarz. 
-Przecież tego nie wiesz!- Krzyknęła walcząc z lekką zadyszką.
- Ty też.
-Ale nie można oceniać ludzi na podstawie wyglądu albo własnych złudzeń
I kto to mówi, ona jakoś bez przerwy to robi w stosunku do mnie. Wtem na końcu korytarza ujrzałem policjantów. Błyskawicznie zasłoniłem usta Amare ręką i przycisnąłem ją do ściany osłaniającej od strażników. Byliśmy bardzo blisko, znowu, czułem jej oddech i czułem jej zapach. Po tym, co się stało w celi wolałem nie patrzeć jej w oczy, ta dziewczyna jest groźniejsza niż myślałem. Amare wymamrotała coś pod moja ręką. Coś, co brzmiało jak,, zabieraj łapę” w odpowiedzi przycisnąłem ją mocniej od muru. I wtedy splunęłam mi na rękę. Zabrałem ją z obrzydzeniem i o tarłem o ścianę. Cofam nie odwołalnie wszystko, co o niej myślałem w przeciągu ostatnich dwudziestu minut, albo lepiej w przeciągu ostatnich pięciu dni jak siedzieliśmy zamknięci razem. To jest skrajna idiotka pozbawiona choćby krztyny wdzięku.
- Masz szczęście, że policjanci już poszli.- Powiedziałem zmuszając się by panować nad głosem.
-No nie wiem, patrząc na mój ubiór i to, że zakrywałeś mi usta dłonią to raczej ty masz szczęście, bo gdyby nas zobaczyli to bez dwóch zdań by cię przyskrzynili, a mnie puścili wolno z ciepłą herbatką, tabletkami uspakajanymi i testem ciążowym. – Powiedziała i poszła przed siebie dumnie zadzierając nos. Mówiłem idiotka. Nawet nie wie do kąt idzie.
Nie wiem, jakim cudem udało nam się wyjść z komisariatu, Amare kompletnie się nie kryła brakował tylko żeby zaczęła robić pajacyki na środku komendy.
Na rowerach miejskich pojechaliśmy do campera po paszporty i rzeczy na zmianę, modląc się, aby go nie przestawili i nie było tam policji. Któryś z bardzo wielu dostępnych bogów wysłuchał naszej prośby i był on tylko ogrodzony taśmą. Z siedliśmy z rowerów, a Amare poprawiła węzeł, który zrobiła na środku brzucha, dzięki temu jej koszula trzymała się trochę bardziej kupy.
- Zostaw to, szybko się przebierzesz, weźmiemy podstawowe rzeczy i się zmywamy.- Pokiwała potulnie głową, ruszając w stronę campera i nie przestając poprawiać koszuli. Szczerze mówiąc to dzisiejsza ucieczka była pierwszym razem jak posłuchała tego, co mówię. Uśmiechnąłem się pod nosem, w końcu zaczynam ją temperować. Chwyciłem torbę i wpakowałem do niej wszystkie swoje rzeczy, po dłuższej chwili dziewczyna też była już gotowa. Rowerami pojechaliśmy na najbliższy przystanek autobusowy.         
    
Po dwóch godzinach drogi dotarliśmy na port lotniczy Atlanta - Hartsfield-Jackson, dzięki bogu miałam jeszcze dwadzieścia minut do odprawy, odebrałam od GD moją pakowaną w ekstremalnym pospiechu walizkę, którą z jakiegoś powodu postanowił szarmancko za mnie ponieść. Naprawdę nie wiem, co się z nim dziś dzieje, jeszcze trochę a pomyśle, że tak naprawdę jest mężczyzną a nie tlenioną wiewiórką balkonową. Zobaczyłam w tłumie czekającym na odprawę rudą głowę Taemina i się uśmiechnęłam. Machnęłam ręką w stronę GD.
-No dzięki za wszystko, miło było poznać i w ogóle.-Powiedziałam, a on nic tylko się na mnie gapi. Chyba nie liczy na żadne rzewne pożegnanie? Prychnęłam, jego nie doczekanie!-To ja spadam.
I poszłam do przodu, a on za mną. Przyspieszyłam i on też, postąpiłam krok w bok i on też, zrobiłam piruet i spojrzał na mnie jak na idiotkę. Praktycznie biegiem dopadłam Taemina i Minho. I oczywiście zaczęli na zmianę przytulać mnie i gadać jeden przez drugiego jak to się martwili i denerwowali i że słyszeli plotki itd. Gdy Taemin po raz piaty powtórzył że był gotów złożyć ofiarę z pierwszej napotkanej dziewicy byle by tylko dobry los mi sprzyjał podszedł do nas GD. Co mnie przeraziło reakcja chłopaków w stosunku do niego była podobna, pomijając ten fragment z przytulaniem.
-Ymm, co ty tu jeszcze robisz?- Zapytałam siląc się na uprzejmość mając w pamięci wspólnie spędzone trudne chwile.
-Leci z nami- odparł za niego Minho.
-Co?! Ale, ale nieee....to są nasze wakacje...nasza wielka wycieczka- powiedziałam żałośnie czując jak zaciska mi się pętla na szyi.
-No właśnie- powiedział Taemin posyłając mi szeroki uśmiech- to będą niezapomniane wakacje.
-Bez wątpienia- powiedział GD, co zabrzmiało jak najgorsza groźba. Poczułam jak pętla się zacisnęła.