poniedziałek, 11 marca 2013

Prolog ,,Jestem ułomny''


No dobra...mam nadzieje, że to nie będzie kompletna porażka. Jakoś chwilowo straciłam wenę na pisanie ,,Wiara, nadzieja, miłość i smok” (ale to nie znaczy, że je porzuciłam. Za bardzo kocham Amare by to zrobić :P) i zaczęłam pisać moje pierwsze w życiu yaoi. Dodatkowo z jakimś porąbanym światem, który mam nadzieje z czasem się będzie wyjaśniał:). W ogóle zdziwiłam samom siebie że to jest 2min bo ja jestem bardziej fanką jongkey no ale taka była wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba :P.  Jako że to opowiadanie zmienia mi trochę ideę i porządek bloga to postanowiłam też trochę zmienić wygląd, i tak zmieniałam, że mi ze zdjęcia shinee kijaszka obcięło. :(


   Jestem ułomny. Albo raczej to oni mnie takim widzą. Dla nich jestem jak mucha pływająca w smole, gdy na mnie patrzą czują się jakby poruszali się szybciej niż w rzeczywistości. Dlatego tak bardzo lubią patrzeć. Żyję w świecie ludzi niesamowitych, zdolnych do wszystkiego, nieograniczonych i jestem Normalny. Nie potrafię wyłącznie umysłem sprawić, że kwiaty kwitną, dzień zmienia się w noc, a woda miesza z ogniem. I jestem Normalny, bo nie jestem stąd.  To ci ludzie są ułomni tonąc we własnej genialności. Gdyby nie ja nawet by jej nie poznali, bo są wszyscy tacy sami. Geniusz wśród geniuszy nie widzi, że jest mądry a szaleniec wśród szaleńców jest NORMALNY. 


   Światło rozproszone przez tysiące kryształów padało na futurystyczne wnętrze. Naprzeciw siebie na prostych białych kanapach siedziało małżeństwo i młody rudowłosy chłopak. Stojący pomiędzy nimi minimalistyczny stolik do kawy stanowił fizyczną i psychiczną barierę.
-Więc tak wygląda twoja,, zwyczajność”- Odezwał się mężczyzna wręcz wypluwając z obrzydzeniem ostatnie słowo.- Gdy ktoś z dobroci serca daruje ci dom i schronienie wykorzystujesz go uwodząc ich naiwnego syna?- Wykrzyczał mu prosto w twarz lekko unosząc się z miejsca.
–I jeszcze masz czelność oskarżać moje dziecko o próbę gwałtu?- Po tych słowach mężczyzna splunął trafiając prosto w środek czoła Taemina. Chłopka był pewien, że pomógł sobie w tym wolą. –On jest niewinny i czysty!  Nigdy nie położyłby by ręki na Normalnym.
W tym momencie zataczając się wszedł do salonu przedmiot rozmowy, pokazując w pełnej krasie jaki to on czysty i niewinny. Umięśniony tors miał nagi, a spojrzenie nie przytomne.
-Taeyang kochany wróć do nas na chwile- chłopak poruszył się niespokojnie i po chwili jego wzrok znów się skrystalizował, gdy opuścił swoją iluzje, a na ustach wykwitł przebiegły uśmiech.
-Odprawiamy właśnie Taemina, postanowiliśmy po prostu go puścić, ale jeśli masz inne plany to nie musisz się krępować. – Zwrócił się do niego ojciec.
-Wszystko w porządku. Nie chowam urazy pomimo krzywdy, którą mi wyrządził.-Powiedział świętoszkowatym tonem.
Starszy mężczyzna podszedł do Taemina chwycił go brutalnie za ramie i podniósł bez najmniejszego wysiłku. Gdy tuż obok kanapy pojawiły się znikąd drzwi z głośnym trzaskiem otworzył je siła umysłu i wypchnął przez nie chłopaka, który spadając w ciemność usłyszał jeszcze w głowie głos Taeyanga.
,, Uciekaj Normalny. Biegnij, bo gonią cię bogowie”.

Chłopak obudził się czując krople deszczu smagające jego ciało, obolały otworzył oczy. Leżał na środku brukowanej ulicy, nikłe zielonkawe światło sączyło się z latarni przy krawężnikach. W rynsztokach zalegały śmieci. Taemin wstał powoli. Podejrzewał, że znajduje się gdzieś na obrzeżach miasta, choć gdy ostatnio tu był okolica nie wyglądała tak źle. Cały bród i ulewa musiały być wytworem Taeyanga. Zaczął iść ulicą, nie wiedział co teraz ze sobą zrobić. Choć zdarzyło mu się już kilka razy stracić,, właścicieli” jak miał w zwyczaju ich nazywać, pomimo, że popranie politycznie byli opiekunami; to jeszcze ani razu nie został wykopany z nienawiścią.  Nie miał teraz żadnych wątpliwości, że wpiszą go na listę Niepoczytalnych i już żadna rodzina nie będzie chciała go przyjąć. Słyszał trochę historii o porzuconych Normalnych, ale jakoś żadna nie przypadła mu do gustu, w większości przypadków trafiali oni do burdeli dla koneserów tak zwanych,, realnych przyjemności,,. Lub po prostu snuli się zagłodzeniu po przedmieściu tylko po to aby potem umrzeć pod jakimś krzakiem.   Krążyły plotki, że istniej pewne podziemie złożone z Normalnych, ale idea wydawała się być tak nie realna i nie osiągalna, że nikt nie dawał jej wiary.
Nagle z rozmyślań o przyszłej karierze wyrywał Taemina dźwięk butelki roztrzaskującej się o ziemie, zerknął przez ramie. W jego stronę szło pięciu uzbrojonych w kije bejsbolowe mężczyzn o nienaturalnie umięśnionych ciałach, powykręcanych nieludzko. Wystarczył mu jeden rzut oka, aby się zorientować, że to kolejne wytwory Taeyanga . Chłopak bez namysłu rzucił się do ucieczki. Biegł ile sił w nogach choć wiedział, że i tak nie ucieknie. Stwory nie dorwały go jeszcze , dlatego że jego prześladowca chciał zobaczyć go cierpiącego. Lubił się rozkoszować torturami jak małe dziecko, które z lubością odrywa mrówce nogi tylko po to, by obserwować jak zwija się z bólu. Uciekał ciemnymi śmierdzącymi moczem uliczkami, których jedna nie różniła się wiele od drugiej, co chwile unikając butelek rzucanych przez mutantów. Upadł ciężko na ziemie raniąc sobie dłonie i kolana. O to nadszedł jego koniec. Normalny nie może się mierzyć z potęgom Nieograniczonych, sam nie zwycięży walki z bogami. Już chciał się poddać, pogodzić z porażką i czekać na śmierć, kiedy usłyszał nieoczekiwane kroki i krzyki. Jak spod ziemi wyrosła przed nim grupka ludzi, która z walecznymi okrzykami rzuciła się na stwory. Taemin jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział. Tam gdzie któryś z przybyszy uderzał mutanta rozpadał się on i stawał nie widoczny. Po niecałej minucie nie było śladu po jego prześladowcach.  Większość ludzi rozpłynęła się z powrotem w nocy. Zostało tylko pięciu chłopaków. Odwrócili się w jego stronę i jeden z nich, z pasemkami na włosach, zbliżył się ze zmartwieniem na twarzy i już miał zamiar coś powiedzieć, kiedy nieco niższy chłopak, za to lepiej zbudowany powstrzymał go gestem ręki.
- Kim jesteś?- Spytał się ostro.
-A wy?- Przez chwile stali i mierzyli się nieufnym wzorkiem, ale w obliczu oczywistej przewagi liczebnej przybyszów Taemin się poddał – nazywam się Taemin i jestem Niepoczytalnym Normalnym.
Na te słowa niski zupełnie porzucił srogą minę, wyszczerzył się szeroko i postukał przyjacielsko chłopaka po ramieniu.
-To tak jak by wszyscy bro, znalazłeś się w domu!

Mężczyźni poprowadzili Taemina korytarzem ukrytym pod jeną z opuszczonych willi i wpuścili do jasno oświetlonej sali. Główne miejsce w pomieszczeniu zajmował olbrzymi stół zawalony przeróżnymi papierami, dokoła którego zgromadziło się wiele osób. Ktoś stał przy białej tablicy i rozwiązywał równanie, ktoś inny biegał w tą i z powrotem z tacką pełną ciastek. W rogu leżały maty i wisiało klika worków treningowych na których ćwiczyła grupka nastolatków.
-Witaj w kwaterze głównej pierwszego ruchu oporu NN.- powiedział niski chłopak, który ani razu nie zdjął z twarzy wyszczerzu, rozkładając ręce jakby chciał nim objąć całe pomieszczenie.
-  NN?
- Normalni nienormalni- wtrącił z szelmowskim uśmiechem ten z pasemkami.

Taemin został usadzony w fotelu z ciasteczkiem i ciepłą herbatą, a obok niego na krzesłach usiadła rozgadana para.
-Chcesz coś wiedzieć?- Spytał się Pasemkowy jak nazwał go Taemin z braku lepszego pomysłu.
- Jakim cudem pokonaliście wytwory? Jeśli jesteście Normalni to nie powinno być możliwe.
-Jesteśmy Normalni. Po prostu każdy, kto chce należeć do NN musi się wybrać do pewnego miejsca. Tak właściwie to jest to inny świat. Nasz świat...Normalnych. Jak pewnie wiesz, nasze przezwisko wzięło się stąd, że zawsze twierdziliśmy, że z nami jest wszystko w porządku, że to Nieograniczeniu są dziwni. I okazało się, że mamy racje! My nie jesteśmy z tego świata Taemin! Byłem w naszym świecie tam są ludzie tacy jak my, wszystko robią siłą mięśni i determinacją, mają zasady, ograniczenia. A gdy z wróciłem, siła Nieograniczonych przestała na mnie działać, nie ulegałem ich iluzją i mogłem je zwyciężać. Z tobą też tak będzie, jeśli zechcesz się do nas przyłączyć.
- Chcę- odparł bez zastanowienia Taemin.
-No to jak tylko zjawi się szefunio zabierzemy się do naszego świata!-Powiedział Szczenior, czyli według słownika Taemina, często szczerzący się chłopak.
-Szefunio?
-Noo on nie lubi być nazywany szefem, ale czy by tego chciał czy nie nim jest. Zresztą to on odkrył przejście do naszego świata.       
W tym momencie przy jednym z wejść do sali zapanowało pewne poruszenie.
- Oho o wilku mowa.- Powiedział Szczenior i wstał nakazując gestem Taeminowi by zrobił to samo. Podeszli do rozmawiającej grupki ludzi. Pasemkowy wepchnął się miedzy nich i powiedział do kogoś znajdującego się poza zasięgiem wzroku Taemina.
-Minho mamy nowego.
W tym momencie Szczenior popchnął go lekko, także znalazł się miedzy rozmawiającymi ludźmi. Potknął się i musiał się przytrzymać czyjegoś ramienia, spojrzał w górę na właściciela i napotkał olbrzymie czekoladowe oczy obserwujące go uważnie.
-To on? –Spytał mężczyzna nie z nieprzeniknioną miną nie odrywając wzroku od twarzy Taemina.
-Tak. Czy coś jest...- Posemkowemu nie było dane skończyć, bo w jednej chwili Minho cisnął Taemina na ścianę i przygwoździł go ramieniem lekko podduszając.
-Kim jesteś?- warknął.
- Lee Taemin.
-Minho!! On jest w porządku, sprawdzaliśmy go.
-Nie wtrącaj się- rzucił ostro i przyjrzał się uważnie twarzy młodszego.
- Jak się tu znalazłeś?
-Zostałem wykopany przez moich opiekunów.
-Za, co?
-Bo broniłem się przed gwałtem.- Na te słowa twarz Minha odrobinę złagodniała i odsunął się od chłopaka.
-Przykro mi. Nie martw się. Człowiek, który ci to zrobił nie powinien już cię gonić skoro się zaspokoił.
-Nie zgwałcił mnie, nie dałem mu się!- Odparł wściekły Taemin rozmasowując szyję. Jego słowa wzbudziły pewne poruszenie w tłumie obserwującym scenę.
-Co masz na myśli?-Spytał ostrożnie Pasemkowy.
-Nooo, nie wiem... chyba po prostu był koneserem prawdziwych doznań i nie chciał na mnie używać iluzji. Albo coś.
- W porządku wierze ci. –Powiedział Minho, choć jego mina wskazywała na coś kompletnie odwrotnego.- Możesz z nami zostać i zabiorę cię do naszego świata.
-Osobiście?-Zainteresował się Szczenior.
-Tak osobiście.
Minho chwycił Taemina za nadgarstek i pociągnął w stronę jednego z wielu drzwi. Gdy weszli do środka chłopak przeżył lekki szok. Nie wiedział, czego się spodziewać, ale raczej nie tego. Na pewno nie mrocznego pomieszczenia wyglądającego jak wnętrze romańskiego kościoła.
-To kaplica?- Spytał się szeptem z nawet sobie nie wiadomego powodu.
-Tak w miejscu gdzie znajduje się kamieńca kiedyś stał kościół. Nasza baza znajduje się w zaadaptowanych katakumbach.
-No to wesoło.
-Dziwne masz upodobania.
Taemin spojrzał ciężko na swojego towarzysza.
-To był sarkazm.
-Sorry nie wychwyciłem.- Rzucił Minho nie patrząc na niego tylko na środek kaplicy. Taemin podążył za jego wzrokiem. W miejscu, w którym powinien znajdować się ołtarz stał ozdobny kamienny łuk.
-Chodź.- Minho pociągnął chłopaka za rękę i zbliżył się do bramy.- To są drzwi to naszego świata. Jesteś pewien, że chcesz przez nie przejść?
Taemin zamiast odpowiedzieć przekroczył próg.  

piątek, 1 marca 2013

Rozdział piąty


     Siedzieliśmy na fotelach obok siebie. Minho przy oknie, a ja pomiędzy GD i Taeminem. Zreferowaliśmy 2minowi jak się dostaliśmy do więzienie i naszą ucieczkę z pominięciem fragmentu o pocałunku. Jakoś ani jak ani GD nie kwapiliśmy się do wspominania tego incydentu. Taemin i Minho debatowali właśnie- ,,Co to oni by zrobili mafijnym miśką gdyby ich dorwali"- kiedy zapadłam w błogi sen.
Obudziłam się czując uderzenie w prawe ramie, niechętnie rozwarłam oczy i zepchnęłam z siebie głowę GD. Mógłby trzymać swój czerep przy sobie, nie dość, że okupuje moje myśli to jeszcze rości sobie prawa do mojego ciała. Okej to niemiało tak zabrzmieć. Chodziło mi oto, że mam przez niego same problemy. Czy ja próbuję się przed sobą tłumaczyć? Potrząsnęłam energicznie głową.
-Wiesz, że jak tak robisz to przypominasz Yorka?-powiedział Minho z pobłażliwym uśmiechem, prawą ręką bezwiednie gładził głowę śpiącego Taemina.
-Nie porównuj mnie do tych szczotek.- warknęłam, próbując doprowadzić do porządku włosy. To jest ten minus posiadania tysiąca koralików, warkoczyków i dredów na głowie, nigdy nie będę miała ,,ogarniętej” fryzury.
-Słuchaj- wystarczyło żeby to powiedział i od razu się najeżyłam. On tak ma, przybiera poważny ton, robi mądrą minę i wyskakuje z wykładem godnym psychologa Britney Spears.- Wiem, że nie chcesz się kontaktować z dziadkiem i w pełni to rozumiem, ale nie myślałaś nad spotkaniem z bratem? Nie oszukuj się, oboje dobrze wiemy, że przeczytałaś każdy list, który ci przysłał w przeciągu ostatnich trzech lat. Tęsknisz za nim i on za tobą też.
-Skąd niby możesz to wiedzieć?
- Bo gdyby było inaczej nie męczyłby się z wysyłaniem ci regularnie, co dwa tygodnie pięciostronicowych wiadomości pomimo, że ani razu nie odpisałaś.
W odpowiedzi wymruczałam tylko coś niezrozumiałego nawet dla mnie i udałam, że zasypiam. Ale Minho miał racje powinnam się skontaktować z Fidemem. Zanim wyjechał byliśmy bardzo blisko, więc jego zdrada zabolała bardziej niż siostry, z którą miałam dobre kontakty tylko w przedszkolu. To przez niego zaczęła się moja mania wplątywania we włosy różnych pamiątek. Wyjechał kilka miesięcy po śmierci babci, nie mówiąc nic nikomu. Zostawił mnie samą, a w dzień wyjazdu wręczył mi breloczek z koraliczków, zakończony medalionem z wygrawerowanym Amare, Fidem, Spes. Powiedział żebym go zawsze nosiła przy sobie i od tego czasu już go nie widziałam. Przez pierwszy tydzień, gdy myślałam, że zaginął to nie rozstawałam się z breloczkiem ani na chwilę, nosiłam na stałe przypięty do kluczy, umierając z niepokoju o brata. A potem dostałam jego pierwszy list z Korei i zaczęłam się wyżywać na bogu ducha winnej zawieszce. Oczywiście się rozwaliła. Kilka miesięcy później zostawiła mnie Spes. Pogrążyłam się wtedy w czarnej rozpaczy, gdyby nie 2min pewnie wciąż bym w niej trwała. Gdy w końcu uspokoiłam psychikę wplotłam sobie we włosy breloczek i kawałki starych naszyjników siostry i babci. I tak oto w jednym roku straciłam całą rodzinę za to zyskałam mnóstwo śmieci na czerepie. Tylko zastanawiam się, dlaczego mnie opuścili. Czy ja śmierdzę?            Zakończyłam moje metafizyczne rozmyślania, kiedy stewardesa oznajmiła, że niedługo będziemy lądować i kazała nam zapiąć pasy.
  Taemin wziął na kolana swoją torbę podróżną, a ona cicho zaskomlała. Zerknęłam na nią z rosnącym niepokojem i zauważyłam, że się rusza.
-Eeeeej Mini eeeeeeej- powiedziałam z miną wioskowego głupka- twoja torba warczy. Chłopak najpierw spojrzał na mnie mgliście nie do końca jeszcze przebudzony, a potem na jego twarzy zaszła zmiana i rzucił torbę Minho tak się przekręcając w fotelu, aby zasłonić ją swoim ciałem.
-Och tak doprawdy, a więc mówisz, że nie trawisz torbaczy?- Powiedział głosem zahelowanej myszki Miki i usłyszałam cichy chichot GD po swojej prawej stronie. Czułam w kościach, że coś nie tak.
-Bardzo sprytne Taemiś.  Minho lepiej nie karz mi dwa razy prosić i podaj mi torbę- zwróciłam się do Żaby, jako do najnormalniejszego z tego towarzystwa. Z obojętną miną wręczył mi ją nad głową swojego chłopaka. Pełna najgorszych obaw rozpięłam nieco zamek i natychmiast otwór wypełnił wilgotny psi nos. Tylko jedno zwierzę ma tak paskudny, wielki i zaropiały kinol. Mój największy wróg.
-Afik-z nienawiścią wypowiedziałam to złowrogie imię. Spiorunowałam wzrokiem każdego z chłopaków z osobna, napawając się widokiem ich płonących zgliszczy.- Który raczyłby mi to wytłumaczyć?
-To może ja.- Wysunął się przed szereg bohatersko GD - Nie wiń 2mina to wszystko moja wina.- Jak bym się nie domyślała- Napisałem do nich z prośbą, aby odebrali go ze schroniska i zabrali ze sobą.
-Po co?!-Wrzasnęłam tak głośno, że kilka rzędów przednimi się obróciło się ze zgorszonymi minami, a jedna babcia połknęła sztuczną szczękę -Przecież Afik był tam perfekcyjnie szczęśliwy, miał swój kącik i cało dobową opiekę.-Kontynuowałam starając się już panować nad głosem, ale jakoś żaden nie raczył mi odpowiedzieć.
- Świetnie!! A to powiedzcie mi, chociaż dlaczego go przewozicie w bagażu ręcznym??
-No, bo widzisz, dowiedzieliśmy się za późno, aby kupować klatkę i załatwiać wszystkie inne procedury- odparł Taemin z policzkami tylko o jeden odcień jaśniejszymi od włosów. No przynajmniej ten jeden wie, że źle zrobił.
-I ty się na to zgodziłeś?-Spytałam Minha z rozpaczą w oczach.
-Nie panikuj Amare. Co się może stać? Przecież za chwilę lądujemy.- Za wcześnie wypowiedział te słowa. Gdy schylałam się by odłożyć torbę na ziemię, zamek zahaczył mi się o sweter i rozsunął na całą szerokość. Bestia czując zew wolności wyskoczyła głośno poszczekując. Cały samolot w jednej chwili z nieruchomiał i jak na komendę odwrócił się w stronę Afika. A ten czując się w swoim żywiole będąc gwiazdą wieczoru z godnością uniósł ogon i walnął na środku przejścia wielką, brązową, śmierdzącą... pozytywkę. Okej nie nietrudno zgadnąć, że było to co innego. Oczywiście po tym zdarzeniu zapanował chaos, który ostatecznie skończył się wśród panów w mundurkach. Przynajmniej tym razem niebyła to policja tylko ochrona lotniska. Moim zdaniem ten pies powinien mieć już założoną kartotekę kryminalną.


   W taksówce faceci mieli na tyle rozsądku by się nie odzywać. Na szczęście, gdy dotarliśmy pod dom rodziny Taemina moja żyła szyjna przestała niebezpiecznie pulsować. Nie byłam pewna, u kogo tak właściwie będziemy mieszkać. Wiedziałam tylko, że Mini utrzymuje kontakt ze swoim kuzynem od strony matki i że jest on dość majętny, więc postanowił nas zaprosić. Wyszarpaliśmy nasze bagaże z samochodu i gdy spojrzeliśmy w górę jak na rozkaz opadły nam szczęki. Budynek wyglądał jak włoska willa na sterydach. Niski dach, drewniane okiennice, ściany w ciepłych kolorach porośnięte bluszczem, a to wszystko w rozmiarze XXL. Boże i co ja teraz zrobię, w camperze miałam problem żeby trafić do toalety, a tutaj będę musiała chodzić z jakąś cholerną nitką Ariadny żeby się znaleźć. Taemin zadzwonił do domofonu umieszczonego w marmurowym murze. Po chwili otworzyła się brama i naprzeciw nam wyszedł koleś z wielkim wąsem ubrany w elegancki garnitur.
-Witam w posiadłości państwa Kim. Nazywam się Park Woo Lin i jestem kamerdynerem, do państwa usług.- Powiedział i ukłonił się nisko. Na co przez chwilę staliśmy zdezorientowani a potem odpowiedzieliśmy niezręcznymi skłonami. Tylko GD skinął głową wyraźnie czymś rozbawiony. Zresztą niema się, co dziwić, ten psychol równie dobrze mógłby się śmiać do widzianych tylko przez siebie małych lateksowych wróżek. Mężczyzna wprowadził nas do obszernego holu, w którym zdjęliśmy buty i wierzchnie okrycie. A potem naszym oczom ukazał się największy salon, jaki widziałam. Zajmował on prawie cała dolne piętro, pomijając łazienkę i nieodgrodzoną kuchnie. Po prostu był tak ogromny, że można by w nim urządzić wesele dla tysiąca osób i słonia. Na tej wielkiej przestrzenie ktoś w skupiskach poustawiał przeróżne sprzęty. Przypominało to trochę dom z simsów stworzony przez leniwego twórcę z nadmiarem kasy. Gdy kontemplowaliśmy widoki po szklanych schodach zbiegł uśmiechnięty blondyn i rzucił się na Taemina z radosnym piskiem.  Po chwili za nim zszedł niższy chłopak szczerzący się jak tyranozaur przed obiadem, obrzuciłam go podejrzliwym spojrzeniem, sprytnie wydedukowałam, że ten pierwszy to musi być kuzyn Tae, ale kurdupel nie wyglądał jak rodzina.
 Gdy chłopacy przestali okazywać sobie wzajemny zachwyt, co zajęło im całkiem długo i gdyby Minho nie chrząknął pewnie zaczęliby się iskać, blondyn zwrócił się do nas.
- Sorrki za brak manier, ale tak dawno nie wdziałem Taeminem, że musiałem go najpierw przywitać. Tak w ogóle to jestem Key. - kolejny z dziwnym przezwiskiem. Ale jakoś od razu zapalałam do niego sympatiom. Miał w sobie coś takiego divowatego zapewne to przez te ubrania w papuzich kolorkach.
- Ty to pewnie jesteś Minho- wskazał na bruneta uśmiechnął się dwuznacznie- Taemin dużo mi o tobie opowiadał. Następnie skierował swoje kocie oczy na GD.
- A ty to..?
-Ta przybłęda, która ma nadzieje nadużywać twojej gościnności.- Powiedział przymilnie. Phi, jaki lizus.
-Hej! Ja też chcę się przedstawić.- Zwrócił się do mnie, jako najbliżej stojącej, dinozaur. -Jestem Jonghyun.
-A ja Amare- odparłam i odruchowo wciągnęłam rękę. Na co ten się roześmiał, chwycił ją i z teatralną galanterią musnął ustami.
-Miło mi panią poznać- powiedział podkręcając niewidzialny wąsik. Na co oczywiście musiałam dać popis mojego talentu aktorskiego i przyłożyłam dłoń do czoła w geście omdlenia.  Usłyszałam, że stojący obok GD wydał z siebie nieartykułowany dźwięk.  Uśmiechnięta odwróciłam się w jego stronę i napotkałam morderczy wzrok Key. W wzdrygnęłam się. Czyżbym tak szybko zrobiła sobie z gospodarza wroga? A szkoda serio chciałam się z nim zaprzyjaźnić, w końcu trafiłam na człowieka, który lepiej mrozi wzrokiem niż ja.
- A wiec ty jesteś słynną Amare.- powiedział Key i ścisnął moją dłoń, ale tak mocno, że poczułam zbierające się łzy.
-Z czego zasłynęłam?-Bąknęłam niewyraźnie. Chłopak kompletnie mnie zignorował i kontynuował z uśmiechem niesięgającym oczu.
-Cieszę się, że przyjechałaś. Bardzo nam się przyda kobieca ręka, ten dom to prawdziwy syf.- Wyszarpnęłam dłoń, usilnie walcząc ze sobą by jej nie potrzeć i odparłam uprzejmym uśmiechem. Nie podejrzewałam, że faceci podkreślający oczy eyelinerem mogą być szowinistami i robić aluzje na temat miejsca kobiet we wszechświecie. Chyba jednak nici ze wspólnych zakupów i łażenia w aureoli wzajemnej adoracji z bransoletkami BFF. No, ale co ja mu zrobiłam, poza tym, że jestem kobietą? Potem spojrzałam Jonghyuna stojącego z miną wyrażającą najniewinniejsze szczeniacze szczęście i mój radar romansów się włączył. Westchnęłam, przynajmniej będzie ciekawie.

     



Czy tylko mnie się wydaje czy Amare staje się coraz bardziej psychiczna? Siłą się powstrzymywałam aby nie dopisać jakiegoś swojego komentarza w tekście. A zwłaszcza przy tym zdaniu: naprzeciw nam wyszedł koleś z wielkim wąsem w eleganckim garniturze musiałam sobie wręcz pogryźć knykcie żeby nie dopisać ,że to nie wąsy były ubrane w garnitur XD
A tak ogólnie to było lepiej? – zapytała się Qndi, słodko mrugając swoimi świńskimi oczkami przepełnionymi nadzieją.