niedziela, 30 grudnia 2012

Pierwszy rozdział


A więc (Tak wiem. Nie zaczyna się zdania od ,, a więc” :P) to jest pierwszy fragment fanficka jaki mam zamiar tu umieszczać. Głównymi bohaterami jest GD i laska będąca wymysłem mojego mózgu i wszelki koreański celebryta jaki mi się na sunie na  myśl. Możecie mi sugerować jakiś i będę się starać ich tam upychać.:) Będę robić wszystko co w mojej mocy aby dodawać je w miarę regularnie ale może być z tym niewielki problem, bo wiecie... może mi w tym przeszkodzić ten spasiony podmiot szatana zwany szkołą.
  


    Płuca mi płonęły, a zasysane powietrze kaleczyło wyschnięte gardło. Wszędzie czułam ból. Każda komórka mojego ciała dawała z siebie, co mogła, a nawet więcej. Praktycznie nie czułam już nóg, równie dobrze mogłabym spróbować poruszać watą. Ale nie mogłam się zatrzymać, to nie skończyłoby się dla mnie najlepiej. Oglądnęłam się na moich prześladowców. Niestety ciągle tam byli. Sądząc po czerwonych i spoconych twarzach też mieli dość i marzyliby ta głupia gonitwa się już skończyła. Ale raczej było wysoce wątpliwe by łaskawie dali mi uciec. Przyspieszyłam i skręciłam w najbliższą uliczkę z nadzieją, że biedne mafijne miśki nie wyrobią na zakręcie. I stanęłam jak wryta przed ścianą. NIE! Dlaczego ja muszę być taka pechowa? Trójka goniących mnie gangsterów nadbiega głośno tupiąc. Ze swoimi monstrualnymi cielskami wyglądali trochę jak pocące się kule do kręgli. Uśmiechnęli się obleśnie widząc ze schwytali mnie w pułapkę.
-No zajączku już nie kicaj, bo wilk ci łapki podgryza- powiedział grubas stojący na środku, ubrany w łososiową koszulę.
-Phi i kto ma niby być tym wilkiem? Że ty? Mi bardziej przypominasz wieprza z ambicją do bycia dzikiem.
No dobra wiem, że to może nie był najlepszy moment by rzucać aroganckimi tekstami. No, ale serio, jak ja mam znieś takiego człowieka święcie przekonanego o swojej zajebistości?
Gdy to powiedziałam,, łososiowy” walnął we mnie stekiem przekleństw. I cała trójka zaczęła się powoli zbliżać. Byłam przyparta do ściany, dosłownie. Znajdowałam się w naprawdę ciasnej uliczce, to było coś w stylu mini podwórka pomiędzy dwoma kamienicami. Po bokach miałam szare ściany z łuszczącym się tynkiem. Patrząc na powybijane okna i drzwi zabite deskami istniało nikłe prawdopodobieństwo, żeby ktoś tam mieszka, no chyba, że jacyś menele, ale oni z rzadka są chętni do pomocy. I wtedy zdarzył się cud. Z niskiego balkoniku na de mną zeskoczył chłopak. Wylądował miękko i bez choćby chwili wahania zaczął prać spocone mordy trójki grubasów. Poruszał się naprawdę szybko i z gracjom unikał wszystkich ciosów. Uderzenie, odskok, unik, potem seria szybkich ciosów w brzuch i już mafioso leży tak samo jak pozostała dwójka.. Chłopak obrócił się na piecie w moją stronę.
-Nic ci nie jest?- Zapytał uprzejmie.
Pasma przydługich, tlenionych włosów przykleiły mu się do czoła, odgarną je ręka i uśmiechnął się olśniewająco. W azjatyckich oczach igrały niebezpieczne błyski jak u złośliwego chochlika. ( Nie żebym w życiu widziała chochlika) Nie dziw, że mnie na chwilę zamurowało, pomimo że usilnie staram się nie być jedną z tych dziewczyn, którym miękną kolana na sam widok ładnego chłopaka, ale ta sytuacja była zupełnie jak z taniego romansu nawet największa feministka by uległa takiemu urokowi.
-Ty mnie pytasz czy nic mi nie jest? To nie ja powaliłam na ziemie trzy gór mięsa.
Oczywiście tylko ja mogłam powiedzieć coś takiego, nie czytam zbyt wiele tanich romansów, ale jestem stuprocentowo pewna, że żadna z ich bohaterek nie zareagowała w taki sposób. Natychmiast poprawiłam się próbując przy okazji do prowadzić do ładu włosy, które wyglądały żałośnie po tak długim biegu. – Ale, tak dziękuje nic mi nie jest. Gdyby nie ty zapewne nie było by najlepiej.
 Chłopak poszerzył wyszczerz słysząc moje słowa, po czym przyjrzał mi się taksująco. Okej teraz to się poczułam urażona. Może i faktycznie zawdzięczam temu kolesiowi to i owo, ale to nie daje mu prawa do patrzenia się tak otwarcie w mój dekolt. Tym bardziej, że nie jest on szczególnie imponujący. Wyprostowałam się próbując odzyskać resztki mojej dumy feministki.
-W każdym razie miło było poznać, a teraz wybacz, ale udam się już w moją stronę. – Powiedziałam starając się brzmieć maksymalnie ozięble.
-Nie powinnaś sama wracać do domu, patrząc na to, co tu się stało. Odprowadzę cię.
On nawet się nie spytał czy może mnie odprowadzić, tylko stwierdził fakt. Bezczelny tleniony, wiewiór balkonowy. Stwierdziłam z oburzeniem, bardzo nie lubię, gdy ludzie narzucają mi swoją wole. A zwłaszcza faceci. Gdyby nie to, że przed chwilą uratował moją buziuchnę przed obiciem przyłożyłabym mu z liścia i kazała spadać na drzewo. Zamiast tego jednak musiałam się posłużyć uprzejmością królowej lodu.   
-Zapewniam, że niema takiej potrzeby. Nie idę zbyt daleko i spokojnie jestem w stanie się sama obronić.
-Tak właśnie było widać – powiedział sarkastycznie, ale szybko spuścił z tonu- skoro to tak nie daleko to, co ci przeszkadza, że cię taki kawałeczek podprowadzę? A ja przynajmniej będę miał pewność, że jesteś bezpieczna.
Już chciałam zacząć mu wykrzykiwać prosto w twarz, że moje bezpieczeństwo, to zdecydowanie nie jego biznes, a ta cała uprzejmość jest aż nazbyt podejrzana, ale jakoś straciłam energię.
-W porządku – westchnęłam zrezygnowana. Wyklinając się w duszy za słabość do innych Azjatów. 
Przemierzaliśmy oświetlone promieniami zachodzącego słońca podmiejskie uliczki Douglasville. Niezbyt wielkiego miasteczka, w którym mieszkam od około dwóch lat, kiedy to zaczęłam naukę w pobliskim Mercer University.  Szliśmy w milczeniu, a ja przeszukiwałam mózg w poszukiwaniu tematów do rozmowy. Nie lubię tej niekomfortowej ciszy, gdy idę z kimś i nie wiem, co powiedzieć, to okropnie stresujące i zawsze podkopuje moje przekonanie o tym, że jestem człowiekiem elokwentnym.
-Właściwie to, czemu oni cię gonili?- Pierwszy przerwał ciszę chłopak.
-Siostra zaciągnęła dług u jakiejś mafii i zwiała.-Powiedziałam wzruszając ramionami. W taki sprytny sposób odpowiedziałam na pytanie bez wdawania się w szczegóły. A i udzieliłam wystarczająco dużo informacji by wzbudzić nim współczucie i obudzić kompleks księcia na białym koniu, który rzuci się by spłacić długi mojej rozpustnej siostry.
-Masz jakąś azjatycką krew? Masz dość skośne oczy.- Powiedział zamiast ofiarować mi swoje karty kredytowe. Zdziwiłam się, że to zobaczył, ludzie rzadko wiążą mnie z Azją. Bo mam dosyć europejski nos i niebieski kolor oczu.
-Tak, babka, z którą przyjechałam do Ameryki była rodowitą Koreanką. A ty? Skąd jesteś?
-Koreańczyk z krwi i kości.
Słysząc to ucieszyła się jak małe dziecko i zaczęłam nawijać w języku przodków.
-Babka, która mnie wychowała miała absolutnego bzika na punkcie tego bym wiedziała wszystko na temat kraju, z którego pochodzę, politykę, język, kulturę. Tak, więc automatycznie stałam się fanką k-dram i k-popu.
W tym momencie nie wiedziałam, co dalej mówić, bo on mi na fanboy’a nie wyglądał, ale na szczęście właśnie doszliśmy pod mojego campera. Te dwa lata temu postawiłam go na skraju parku Sweetwater Creek i od tego czasu tam mieszkałam woląc gnieździć się w ciasnej przestrzeni niż płacić czynsz w akademiku. Przynajmniej na pocieszenie mogę powiedzieć, że mam bardzo duży,, ogródek”.
-Tu mieszkam- powiedziałam machając w stronę samochodu.
 Dezaprobata na jego twarzy była, aż za nadto widoczna. Ale taktownie powstrzymał się od komentarza. Wspięłam się po trzech składnych schodkach, otworzyłam drzwi kluczem i przestąpiłam próg. Poczym obróciłam się na pięcie tylko po to by się przekonać, że chłopak jest tuż za mną i najwyraźniej też zamierza wejść do campera. Jego niedoczekanie!
-A tobie się wydaje, że gdzie idziesz?- Zapytała opryskliwie
-Mi się nic nie wydaje. Ja wiem, że podążam za tobą.- Powiedział z susząc zęby jak głupek.
-Ne?!
-Jestem tu, aby cię chronić.
 Ten teks naprawdę zbił mnie z pantałyku i rozsypał cały mój wszechświat na kawałki. Nigdy nie podejrzewałam, że tacy ładni kolesie mogą tak beznadziejnie podrywać. Gdy udało mi się jakoś pogodzić z tym faktem i z powrotem poskładać wszechświat. Wydarłam się.
-Że niby jesteś jakiś cholerny anioł struż?
 -Chciałbym. Gdy tylko cię zobaczyłem, taką piękną i delikatną, jak uciekałaś przed tymi bandytami, obudził się we mnie jakiś nieznany ogień. Chce cię chronić, choć by za cenę życia. Nigdy nie odstępować twojego boku. Umrę, jeśli się od ciebie oddzielę.-Mówił rzucając mi spojrzenie zakochanego szczeniaka. I uśmiechając się słodko. Cholera! Ja mu zaraz ten uśmiech zetrę. Co on pieprzy, że niby ja jestem delikatna? Ja?!
-A ja chcę żebyś spadał z powrotem na swoje koreańskie drzewko. Nie potrzebuje zdecydowanie twojej ochrony i mam wysoko gdzieś czy będziesz żył czy nie. A jeśli myślisz, że przyjmę cię pod mój dach i będę dokarmiać wdzięczna za ratunek. To się przeliczyłeś. Ja cię o niego nie prosiłam. Przypominam, że nawet pomocy nie wołałam. Więc jak chcesz ugasić ten ogień to idź się utop w rzece, a nie przeszkadzaj mi. – I z triumfalnym uśmiechem zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Tylko po to by po pół godzinie znów je otworzyć tym razem modląc się, aby ich nie wyrwało z zawiasów. I wrzasnąć próbując przekrzyczeć wiatr.
-Właź, debilu jeden.-Natychmiast posłuchał mojego rozkazu i jeszcze miał czelność szczerzyć białe ząbki.- Niczego sobie nie myśl, wpuściłam cię tu tylko, dlatego, że nie chcę mieć twojej śmierci na sumieniu.
Gdy to mówiłam camperem wstrząsnął tak mocny wiat, że aż zadzwoniły szklanki w szafeczkach.

Gdy tylko wszedłem do środka Amare rzuciła się do mycia naczyń z mina jak gdyby to była najciekawsza i najbardziej absorbująca czynność, jaką robiła w życiu. Uśmiechnąłem się triumfalnie, wszystko jedno, co na sobie myśli, pierwszy punkt planu wykonany dostałem się do campera i szybko stąd wychodzić nie mam zamiaru. Rozejrzałem się do około. Zbyt przestrzennie to tu nie było. Każdą wolna przestrzeń przy ścianach zajmowały szafeczki, a łóżko wysuwało się z pod czegoś, co chyba pełniło rolę deski do prasowania. Ale przynajmniej na rozkładanym stoliczku stał cieniutki laptop, ze sporym ekranem. Opadłem na niewygodne krzesło i zacząłem się uważnie przyglądać Amare. Jest nieco inna niż na zdjęciu, które widziałem, twarz ma odrobine mniej dziecięcą, a jej włosy sięgają prawie do kolan i ma w niewplecione mnóstwo warkoczyków i koralików. Jak taka żeńska wersja Jacka Sparrowa. Ledwie się powstrzymałem od parsknięcia śmiechem, kiedy Amare najpierw głośno odstawiała kubeczek, do zlewu a potem znów zaczęła go myć.
- Wiesz sądzę, że ten kubek ma już dość, jeśli umyjesz go jeszcze kilka razy to w końcu zejdzie nadruk.
Na moje słowa na chwile zdrętwiała, a potem z głośnym trzaśnięciem rzuciła go na dno zlewu i zakręciła wodę z taka energią, że przez chwile bałem się, że oderwie kurek. Po czym odwróciła się na pięcie w moja stronę rzucając błyskawicami z oczu.
-Ale nic by się niestało gdybyś ty go umył. Na deszczu!- Wysyczała w moją stronę.
Na chirurga, snajpera ani babcie klozetową się nie na daje, zdecydowanie nie potrafi zachować zimnej krwi. Przez chwile stała jeszcze i gromiła mnie wzrokiem, ale jako że jedyny komentarz, na jaki się zdobyłem było podniesienie brwi. Dość szybko ochłonęła.
-Tu masz koc- powiedziała i rzuciła we mnie, przypuszczalnie najpaskudniejszym i najbardziej zakurzonym kawałkiem szmaty, jaki mogła znaleźć w tej swojej rozległej posiadłości. – Masz ta przyjemność, że możesz sobie wybrać, który kolwiek skrawek podłogi, który ci się podoba.-Powiedziała z zawistnym uśmiechem.
-Dziękuję ci za twą gościnność. A czy mógłbym poznać imię drogiej gospodyni?- Spytałem się, przy okazji rozważając czy nie przesadziłem z drażnieniem jej. Bo ta dziewczyna mi wygląda na prawdziwego choleryka, a oni są gorsi od psów, którym zabierze się miskę. Jak rozzłościsz psa to, co najwyżej kłapnie kilka razy zębami zawarczy i obsra twój ulubiony dywanik. A jak rozzłościsz choleryka, to możesz się pożegnać z życiem. Spali twój dom, rodzinę i pogryzie twojego psa. Ale tym razem miałem szczęście, bo Amare wzięła kilka głębokich oddechów i aż przesadnie uprzejmym tonem odparła.
-Mam na imię Amare.-Mówiła nie przestając zdrapywać resztek kurczaka z patelni- I zanim zadasz kolejne pytanie. Tak to jest moje imię. I tak moi rodzice byli trochę świrnięci. Dlatego nazwali mnie moją siostrę i brata wiara, nadzieja, miłość. Żeby było jeszcze bardziej epicko przetłumaczyli to na łacinę Fidem, Spes, Amare. –Przyznaje, że nie spodziewałem się tak długiej odpowiedzi i na chwilę mnie zatkało. Czyżbym już łamał lody? 
-No....Miło mi cię poznać. Mów mi G-dragon. W skrócie GD.- Słysząc moją ksywkę bezczelnie parsknęła śmiechem. Ja się z jej imienia nie śmiałem. No dobra jak je pierwszy raz usłyszałem to tak, ale nie prosto w twarz właścicielowi.
- G-Dragon?!!  G-jak, co? Jak –Gross? Jak-garbage? Jak-genetically modified dragon?
Wywróciłem oczami słysząc tak podstawówkowe żarty. I znów użyłem mojej brwi zamiast ciętej riposty( jak się ma umiejętność unoszenia jednej brwi to nie trzeba nic mówić żeby wyglądać inteligentnie). I tak jak przewidywałem szybko się zmieszała.
-Nieważne. Ja idę się teraz umyć, jeżeli spróbujesz mnie podglądać albo coś ukraś to ci powyrywam wszystkie pazurki i zostawię abyś się wykrwawił. Zrozumiałeś smoczku?- Powiedziała marszcząc się w swoim przekonaniu groźnie, ale według mnie po prostu śmiesznie.
Chwyciła ręcznik i kosmetyczkę i weszła do łazienki ostentacyjnie trzaskając drzwiami. Uśmiechnąłem się. Tak na oko mam teraz z piętnaście minut spokoju. Wyjąłem z bardzo zużytej i zasłużonej torby smartfona i zacząłem robić zdjęcia wnętrza campera. Choć co prawda nie wiedzę tu niczego ciekawego to obiecałem je zamieścić w raporcie. Napisałem na odwal się kilka zdań opisu dotychczasowych zdarzeń i stwierdziłem, że tyle wystarczy. Wystarczy, że potwierdziłem, że plan o głupiej nazwie,, anioł sróż” w zasadzie wypalił pomimo drobnych trudności i że udało mi się przedrzeć do środka. I że jak na razie nastąpiła tylko jedna wzmianka o nadziei ( baaaardzo trudny do zgadnięcia kryptonim).
 Zresztą Taeyang jest przyzwyczajony ,że robię krótkie sprawozdania.  W ogóle co za absurd, że muszę pisać raporty. Z nimi jest tyle zachodu. Mógłby ktoś pomyśleć, że jestem dobrym gliną tyle tego robię. W ostatnim momencie wsadziłem smarfon z powrotem do torby, bo otworzyły się drzwi i Amare owinięta szlafrokiem wyszła z łazienki.
- To w ogóle ma szansę wyschnąć?- Spytałem wskazując na jej włosy, z których teraz na podłogę skapywała woda.
-To nazywa się włosami, nieuku jeden i zupełnie nie powinno cię interesować.- Powiedział szczelniej otulając się szlafroczkiem. Zupełnie jak by mnie interesowało, co jest pod spodem. No dobra interesowało mnie, ale tylko troszeczkę, w końcu jestem facetem.
-Idź się myć- jak zwykle warknęła na mnie. Posłusznie chwyciłem torbę i wszedłem do małej klitki, którą zapewne w wyniku nieporozumienia nazywa łazienką. Nie miałem tam nawet miejsca by się obrócić. Stałem ściśnięty pomiędzy kiblem, umywalką i paskudną zasłonką od prysznica, a każdy wolny centymetr zajmowały kosmetyki do pielęgnacji włosów. Przynajmniej tyle dobrze ze miała dostęp do ciepłej wody, swoją drogą ciekaw jestem skąd w końcu jesteśmy na skraju lasu. Wziąłem szybki prysznic i wszedłem z łazienki akurat w momencie gdy Amare zdejmowała szlafroczek. Wiedziałem już, co tak starannie próbowała ukryć. Nie, pomimo mojej cichej nadziei niebyła to golizna. Za to była to bardzo kusa piżamka w przesłodkim różowiutkim odcieniu z dużą ilością falbanek i kokardek.  Nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem głośnym śmiechem. Ona? Ta, która na każdym kroku zgrywa taką harda i męską i ubiera się w stylu, który jest jej jakąś wariacją na temat grungu. Zresztą całkiem niezłą. Ona śpi w czymś takim? A to dobre!
- Co się ryjesz- wrzasnęła na mnie wściekła- dostałam to świństwo od siostry, a wszystkie inne rzeczy mam praniu.
Powiedziała nakrywając się kołdrą i ostentacyjnie odwracając się do mnie plecami.
- Zgaś światło – burknęła jeszcze i zaczęła udawać, że śpi.


7 komentarzy:

  1. oj ty moja "sympatyczna, ładna i skromna nastolatko" jak ja kocham twój styl pisania! <3 już nawet twój gruchoczący wspaniałością opis siebie mnie powalił przed twe wypukłe, aczkolwiek chude, kolana :P szkoda, że nie umiesz się tak pięknie wysławiać na lekcji biologii, co? ;) chyba nawet nie muszę się podpisywać, bo wiesz już kim jestem ;D ale jakby co: ~jedna-z-twoich-najwiekszych-i-najwspanialszych-fanek-a-zarazem-hejter :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ja muszę cokolwiek mówić... Może jednak powiem ^^
    PIĘKNE! ŚLICZNE! CUDOWNE!
    dziękuję za uwagę <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera tak się ucieszyłam na te komentarze że rozlałam wodę po całym biurku.:( Ups. Ale co tam...Kocham was XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne *-* Mało kiedy podobają mi się opowiadania hetero, ale twoje jest genialne! Amare to najlepsze przedstawienie dziewczyny z ,,polskim charakterem'' ^^ Słyszałam, że Koreanki są bardziej wrażliwe i na głupie lub wredne odzywki chłopaków wybuchają płaczek, a Polki... Polki odgryzą się z jeszcze większą wredotą XD Taka już nasza natura... Oczywiście nie mówię, że każda taka jest, ale Amare od razu skojarzyła mi się z takim typem dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihhih...o kobieto nie wiesz jaką mam teraz przez ciebie radochę to jest pierwszy komentarz od kogoś obcego na temat mojej twórczości (idę to uczcić ciastkiem :P). A co do bohaterki to wcześniej o tym nie pomyślałam ale masz racje my Polacy to ogólnie jesteśmy narodem choleryków którzy nie potrafią trzymać mordy na kłódkę. I za to nas kocham <3. I faktycznie jak oglądam dramy to mam ochotę się wydrzeć na te laski żeby się zebrały w kupę i coś zrobiły...ale większości przypadków nie one nie tracą stylu. Choć to oczywiście jest tylko świat mocno nieprawdziwy. (Niestety. Każdego dnia nad tym ubolewam :P)

      Usuń
  5. ookej.... zakochałam się <3 swietny styl xd no i jeszcze skoro mowisz, ze mozna poprosic o swojego ulubienca to ja proszę o Taemina ^^
    Całuje i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń