No i zwyczajowo zacznę od przeprosin. Jestem smrodem który najpierw pisał egzaminy i nie miał czasu a potem go wywiało za granice i nie miał czasu Xd. Ale uwaga uwaga :Wróciłam ! Jakieś fanfary ? Bębny, trąbki chociaż? Nie nic?Jakoś mnie to nie dziwi XD. Ale , ale jest jedna dobra rzecz mam cudownie śmierdząca przyjaciółkę która postanowiła się na de mną zlitować i sprawdza moje wypociny i podpowiada mi i w ogóle cię kocham SleepWalking.
A i jeszcze tak na końcu przeproszę, że to takie słabe i powiem żebyście się nie zdziwili.
Lee Taemina nie obudziło natarczywe dzwonienie budzika, nie
obudził go też szorstki język jego psa, ani nawet smakowity zapach tostów.
Dopiero kubeł zimnej wody spełnił swoje zadanie.
-Co, do diabła?!- wydarł się rozczochrany nastolatek, siadając
prosto i spojrzał ze wściekłością na swojego pokładającego się ze śmiechu
brata.
-Hahaha, żałuj braciszku, że się teraz nie widzisz- przerwa na
niekontrolowany chichot- Wyglądasz jak mokra kura! Wstawaj śpiąca królewno.
-No to się zdecyduj czy jestem królewną czy kurą, czy twoim
bratem.- powiedział naburmuszony Taemin, wychodząc z barłogu i idąc do
łazienki.
Po chwili, już suchy, wszedł do kuchni i wepchnął sobie całego
tosta do ust.
-Gryź!- rozkazał mu Jonghung.- Nie jesteś wężem młody, żeby
połykać swoje ofiary w całości.
-Nie... ja tylko jestem spóźniony do szkoły.
-To akurat żadna nowość- zripostował braciszek, na co młodszy
wystawił mu język. Chwycił torbę i wyszedł z mieszkania.
Taemin mieszkał sam z bratem od dwóch lat. Od śmierci
rodziców musieli żyć u apodyktycznej ciotki i dzielić leżankę z jej ośmioma
kotami , ale jak tylko Jjong skończył pełnoletność uciekli stamtąd i
przeprowadzili się do nowego miasta. Od tego czasu czuli się bezgranicznie
szczęśliwi, jak ptaki wypuszczone z zardzewiałej klatki, które po wielu latach
rozkładają swe skrzydła.
Chłopak szedł zalaną słońcem aleją. Stąpał lekko, wygwizdując
sobie tylko znaną melodie. Był już blisko szkoły, kiedy usłyszał za sobą jakieś
kroki, które szybko przerodziły się w bieg i nim zdążył zareagować, ktoś rzucił
się na niego.
-Zgadnij kto to?
-Gwałciciel?
-Jakiś ty domyślny, moje dziecko- zadrwił z niego przyjaciel.
Kim Kibum - szkolna diva. Choć był o klasę wyżej niż Taemin,
przyjaźnili się już od dnia ich pierwszego spotkania. Rudzielec wyzwalał w Key
jakieś pingwinie instynkty, przez co chętnie mu matkował, wykonując swoją rolę
z pełnym poświęceniem.
-Jonghyung się o mnie pytał?- rutynowe pytanie z rana. Starszy
chłopak od dwóch lat był, bez choćby cienia wzajemności, zakochany w bracie
najlepszego przyjaciela.
-Chcesz znać odpowiedź?
- I tak ją znam – przyjaciel lekko posmutniał, ale gdy przechodzili
przez bramę szkoły znów odzyskał wigor - W ogóle to... jak wyglądam?
-Jak Kim Kibum?- spróbował Taemin.
-Nie! Znaczy tak, to też. Ale co się zmieniło?
Key zatrzymał się i kazał Taeminowi na siebie spojrzeć.
Rudzielec prze dłuższą chwilę przyglądał się twarzy kolegi.
-Hmm, wyskoczył ci pryszcz na brodzie?
-COOO?! Jak on śmiał! Dawaj mi lusterko! - krzyknął Key w furii.
Taemin ze śmiechem wzniósł oczy do góry.
-To był taki żart, wiesz, z gatunku tych nie śmiesznych. A co
się zmieniło twoim wyglądzie?- spróbował odwrócić uwagę chłopaka. Plan się
powiódł bo Kibum przestał przeszukiwać torbę i uśmiechnął się szeroko.
- Dorobiłem sobie niebieskie pasemko- z dumą wskazał na swoją
upstrzoną kolorami głowę.
-Aha, no to świetnie. Dobrze wyglądasz, a teraz się pospieszmy-
uciął młodszy i pobiegli, żeby zdążyć na pierwszą lekcję.
Taemin wyszedł na dziedziniec podczas przerwy śniadaniowej i
zaczął się rozglądać w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Przy stolikach
zgromadzili się przedstawiciele różnych kast. Najbliżej boiska siedziały
cheerliderki i drużyna koszykarska, artyści koło hibiskusa, a skejterzy i cała
masa nieokreślnych istnień siedzieli na stołach po środku. Jako ze chłopak nie
zobaczył nikogo ze znajomych usiadł przy wolnym stoliku i zaczął się
rozkoszować tostem, który brat wepchnął mu do torby tuż przed wyjściem. Wtedy
na dziedziniec wszedł syn dyrektora szkoły.
Nie dość, że był bogaty, mądry i wysportowany to jeszcze tak
zbudowany, że posągi Michała Anioła by pozazdrościły. Po prostu F4 skumulowane
w jednej osobie. Nie dziw, że szybko zaczął decydować o wszystkim co się działo.
To on stwierdzał kto jest popularny, a kto nie, co jest modne, co jest zabawne
i co dozwolone.
Pod koniec przerwy, gdy Taemin zajmował się obserwowaniem z
pewnym znudzeniem najbogatszych dzieciaków, przysiadł się do niego blondyn z
fryzurą w stylu piorun w rabarbar.
-Co u ciebie? Jak się spało? Widziałeś nową kurtkę Minho? Podobno
z Paryża od słynnego projektanta. Słyszałeś, że się pokłócił z Suli? A co dostałeś
ze sprawdzianu z chemii? Widziałeś, że mamy nową sprzątaczkę? Ale kompletnie
niekompetentna! Zapomniała o papierze w męskiej toalecie na drugim piętrze-
Wszystkie te pytania i informacje wyrzucił z siebie jednym tchem w tempie
karabinu maszynowego. Z resztą, to był typowy sposób mówienia Zelo. Kiedy
normalna osoba wymawia jedno słowo on mówi trzydzieści.
-Eeee… nie- odparł Taemin, sam nie będąc pewien na co. Naprawdę
bardzo lubił młodszego kolegę, ale odpowiedzenie na którekolwiek z jego pytań
było trudne , tym bardziej że przy piątym zapominał jak brzmiało pierwsze.
-Jak mogłeś nie słyszeć że Minho i Suli się pokłócili?! Wszyscy
o tym mówią. Podobno to przez stres związany z przygotowaniami do „wielkiej
imprezy”. Wiesz, w tym roku Suli chciała robić za dobra panią domu i wzięła na
siebie większość zadań. Ale coś jej nie poszło...i teraz są jakieś zgrzyty w
raju.
-No to tragedia. A ty w ogóle jesteś zaproszony na tę imprezę?
-Nie - uciął blondyn i szybko się pożegnał, biegnąc dalej, by
szerzyć plotki. Tae wiedział, że kwestia dostania zaproszenia na imprezę i
należenia do śmietanki towarzyskiej to u Zelo delikatny temat...co zrobić,
czasem po prostu mu umykały ludzkie emocje i to co należy mówić, a co nie.
Walka o wejście na wielkie urodziny Minho zaczynała się już w pierwszy dzień po
wakacjach. Każdy, kto chciał coś znaczyć w szkole musiał uzyskać zaproszenie,
które było dla wielu większym osiągnięciem aniżeli wygranie stypendium
naukowego, a nawet nagrody Nobla.
Rozbrzmiał dzwonek i chłopak razem z tłumem ruszył w stronę
drzwi wejściowych do szkoły, gdy nagle zobaczył wśród ludzi znajomą twarz.
Zdziwiony zbliżył się do Jjonga.
- A ty co tu robisz? – zapytał.
-Dyrektor Choi ma do mnie jakąś sprawę.
-Zrobiłem coś?
-Nie, jeszcze nie - chłopak z uśmiechem zmierzwił włosy
brata.- Podobno to kwestia prywatna. Chce wynająć mój zespół.
- Eee...niemożliwe. Czego mógłby od was chcieć?
- Wspominał coś o imprezie syna.
- Że niby mielibyście grać na imprezie Minho?! Jakoś tego nie
widzę.
-Zobaczymy – odparł tajemniczo Jonhung i zniknął w tłumie.
Taemin pełen wątpliwości poszedł do klasy, nawet przez chwile
nie wierząc w t,o co powiedział brat. O ile pan Choi w ogóle słyszał zespół Jjonga,
to nigdy by ich nie wynajął. No chyba, że jest głuchy jak pień. Poza tym, skąd
miał się o nich dowiedzieć? O zespole, oprócz Taemina wiedział jeszcze tylko Key
i Zelo. A ten ostatni wiedział o wszystkim, co jest nawet bardzo luźno związane
ze szkoła. Z resztą, cała trójka, nawet Key pomimo ślepego uwielbienia dla
Jonhunga, zgodnie twierdzi, że słuchanie ich nie powoduje trwałego uszkodzenia
mózgu tylko dzięki fenomenalnemu wokalowi Jonghunga. Taemin już mu wielokrotnie
radził by znalazł sobie lepszych ludzi, ale ten uparcie twierdził, że razem
zaczęli i razem skończą.
Lekcja historii wyglądała jak zwykle. Pan Lee usypiał wszystkich
swoim nosowym głosem, wymieniając tysiące nieistotnych dat. Jego zajęcia to
były jedyne lekcje, na których nikt nie był w stanie robić notatek. Nawet
największe kujony poległy, smacznie chrapiąc z głowami na zeszytach. Najenergiczniejszym
stworzeniem w pomieszczeniu była mucha cicho pobzykująca na osłonecznionym
parapecie. Nagle, ze snu wyrwał wszystkich ostry dźwięk dzwonka, potem kolejny
i kolejny. Na początku wszyscy siedzieli jak sparaliżowani, lecz już za chwilę
dało się słyszeć jak na korytarz wypadają uczniowie z sąsiednich klas.
- Spokojnie to tylko pożar- powiedział nauczyciel niezmiennym
głosem. Następnie rzucił dziennik na stół i nie oglądając się, wybiegł z klasy.
Przez chwilę wszyscy siedzieli zszokowani, a potem zaczęło się szaleństwo. To
był istny chaos. Część pobiegła bez namysłu w ślad za nauczycielem, kilka
dziewczyn po prostu stało i darło mordę, a jakiś chłopak próbował „ratować się”
skokiem prze okno. Taemin poderwał się z krzesła i jego pierwszą myśla
było „Gdzie jest Jonghung?!”. Strach i adrenalina stępiły mu zmysły. Nie był w stanie
o niczym innym myśleć poza odnalezieniem brata. Ledwie rejestrował ludzi
wpadających co chwilę na niego na korytarzu kiedy biegł w zupełnie inną stronę.
Nie zdawał sobie sprawy z dymu powoli wypełniającego mu pole widzenia, dopóki
zupełnie go nie otoczył. Dookoła niego było zupełnie szaro, nie mógł już
oddychać, chciał zaczerpnąć tchu, ale w płuca wpłynęły mu wyłącznie trujące
opary. Świat zawirował mu przed oczami, a chłopak osunął się na ziemię,
dysząc ciężko. Zaczął spazmatycznie kaszleć, a w uszach dudniło mu
niemiłosiernie i był już pewien że umrze, kiedy nagle zobaczył sylwetkę
wyłaniającą się z dymu, ostatkami sił krzyknął przez zaciśnięte gardło.
-Tutaj!
Ta osoba musiała go usłyszeć i rzuciła się w jego stronę. Tae z
trudem skupił wzrok i spojrzał na pochylającą się nad nim postać.
-Taemin! Co ty tu robisz?! Miałeś pobiec z klasą! – krzyknął na
niego Minho. Młodzieniec był zbyt wycieńczony, by odpowiedzieć. Zaczął się podnosić
, ale nie starczyło mu sił. Minho przytrzymał go i zarzucił sobie jego ramię na
szyję.
-Gdzie Jonghung?- spytał otumaniony Taemin.
-Bezpieczny. Nic nie mów. Trzymaj się, zaraz stąd wyjdziemy –
gdy to powiedział dokoła nich rozpętało się piekło. Niespodziewanie otoczył ich
ogień, a z sufitu zaczęły spadać płonące kawałki tynku. Taemin instynktownie
skulił się, chowając twarz w barku Minho. Byli otoczeni. Nie mogli się ruszyć,
nie mieli dokąd uciekać, a płomienie wciąż się zbliżały. Gdy coś wybuchło
wewnątrz szkoły młodszy chłopak podskoczył i zadrżał. Nie miał charakteru
dzielnego bohatera, wiedział o tym i gdy był młodszy zawsze miał z tego powodu
kompleksy, ale teraz nawet o tym nie myślał. Teraz nic go nie obchodziło, był
śmiertelnie przerażony. Minho widząc to, otoczył go ramieniem. Wszystkie
mięśnie miał napięte i Tarminowi przemknęło przez myśl, że on też się boi, ale
gdy chłopak się odezwał, jego głos był drżący od z trudem hamowanego gniewu
-Tym razem przesadził - warknął jakby do siebie, po czym zwrócił
się do młodszego chłopaka - Nie martw się, wydostanę cię stąd – powiedział, a
Taemin poczuł silne ukłucie w skroń, po czym pochłonęła go ciemność.