sobota, 18 maja 2013

2. ,,Przyjdziesz"



   Taemin powoli odzyskiwał przytomność. Pierwsze co poczuł to ciepło kołdry i miękkość poduszki pod jego głową. Usłyszał czyjś żałosny szloch i cichy głos Jonghunga mówiący „Zobaczysz nic mu nie będzie”. Po otwarciu oczu zobaczył swojego brata siedzącego przy jego łóżku szpitalnym i obejmującego Key, który bezceremonialnie wypłakiwał sobie oczy na jego koszulkę.
-Nie chcę wam przerywać, ale ja żyję - powiedział Tae nieco zachrypniętym głosem. Para słysząc to, natychmiast od siebie odskoczyła, jakby ich na czymś przyłapał.  Pochylili się nad nim ze szczęśliwymi uśmiechami.
-Dzięki bogu! Już myślałam że straciłem syna - powiedział zapłakany Key.
-Lee Taminie, co wskoczyło do tego twojego mózgu, aby mnie szukać w pożarze?!- jego brat zapewne planował brzmieć surowo, ale nie najlepiej mu to wyszło z szerokim uśmiechem na twarzy i łezką ukradkiem kręcącą się w oku.
-Mleko bananowe.
-Wskoczyło ci do mózgu mleko bananowe? Masz omamy, może się jeszcze prześpij.- powiedział żartobliwie, mierzwiąc delikatnie włosy bratu.
-Nie, pappo! Mam ochotę na mleko bananowe, idź mi je kupić. Proszę - dodał ze słodkim uśmiechem.
-Mój drogi, jeśli myślisz, że dzięki temu, że cudem uniknąłeś śmierci będę spełniał wszystkie twoje zachcianki to się grubo mylisz. – powiedział przy okazji wstając i wyciągając pieniądze z płaszcza.
- Tylko ten jeden raz –powiedział Jjong wychodząc.
-Jasne Hyung.
Gdy za Jonghungiem zamknęły się drzwi Taemin natychmiast zwrócił się do Key jakby tylko na to czekał.
- Co to miało być?- powiedział sugestywnie - Czyżbyś w końcu zbliżył się do mojego brata?
- Nie! No coś ty- powiedział czerwieniąc się- Po prostu… no wiesz co mówią. Tragedia zbliża ludzi.
-Czyli co? Mam częściej się wystawiać na śmiertelne niebezpieczeństwo?- zapytał z szelmowskim uśmiechem.
- Ja się nie zamkniesz, to sam cię wystawie na to niebezpieczeństwo. A swoją drogą pamiętasz cokolwiek z pożaru?
-Bardzo sprytna zmiana tematu Bumie, ale ostatnie co pamiętam to jak się osuwałem na ziemię w korytarzu. Jak się tu znalazłem?
Starszy przez chwilę patrzył się na niego z wyrazem twarzy, który Taemin nazywa „myślącą miną”, a potem powiedział:
-Minho cię przyniósł- w tym momencie głowę młodszego chłopaka przeszył ostry ból, który jednak natychmiast ustąpił.
-Hej. co ci Mini?
-Yym, chyba po prostu pożar nie sprzyja zdrowiu.
-No to dokonałeś odkrycia młody, pani z biologii byłaby dumna. Dobra lepiej idź spać, ja poszukam Jonghunga.
-Tylko nie róbcie niczego nieprzyzwoitego- krzyknął Taemin za wychodzącym  przyjacielem i wkrótce zasnął.



   Taemina obudził cichy szelest. Powoli uniósł powieki i natychmiast cofnął się przerażony. Na końcu jego szpitalnego łółka siedziała Suli. Ale coś w jej pozie było nie tak. Kucała z nienaturalnie wysuniętą do przodu szyją. Gdy zobaczyła, że się obudził, przekręciła głowę na bok o prawie dziewięćdziesiąt stopni, zupełnie nie zmieniając wyrazu twarzy.
-Co ..co ty robisz? - z pozoru Suli nie zareagowała. Wciąż patrzyła na niego szklistymi oczami, ale mógłby przysiąc, że syknęła. Sytuacja zupełnie przypominała scenę jak z horroru. Szara sala w szpitalu oświetlona wyłącznie niewyraźnym paskami  światła przedzierającego się przez zasłonięte żaluzje i młoda dziewczyna siedząca bez ruchu w nieludzkiej pozie z długimi ciemnymi włosami przylegającymi do czaszki.
I nagle na jej twarzy wykwitł uśmiech, jednak nie przypominało to w żaden sposób słodkiego uśmiechu Monalisy. Był to psychodeliczny grymas Jokera, który nie sięgał czarnych oczu.
- Zapraszam cię na moją i Minho imprezę w jego domu - powiedziała w pełni spokojnym, brzmiącym tak samo jak zwykle tonem, który groteskowo kontrastował z jej pozą. - Przyjdziesz.
Taemin kiwnął głową, nie będąc w stanie wydobyć z siebie głosu. Z resztą, nie był nawet pewien czy to było pytanie. Nagle, z cichym szelestem, Suli wybiegła z pokoju. Chłopak siedział nieruchomo, zszokowany.
Co to było? Gdyby nie to, że nigdy wcześniej nie miał problemów z umysłem, to uznałby że oszalał. Ale widział wszystko bardzo wyraźnie. Specjalnie uszczypnął się z całej siły. Bolało. Czyli nie to sen.
Chłopak wzdrygnął się. Najgorsze w całej tej sytuacji było to, że Taemin mógłby przysiąc, że Suli wcale nie wybiegła stamtąd na dwóch nogach, tylko uciekła niczym jaszczurka. Czołgając się , nadzwyczaj szybko z nienaturalnie powykręcanymi stawami.


A tym razem słowo o de mnie na koniec. Ho ho jaka ja nieprzewidywalna. XP Wybaczcie, że tak krótko przysięgam, że kolejne będą dłuższe. I oczywiście dziękuję, wy wiecie komu za ona wie co. XD

sobota, 11 maja 2013

1. ,, Dolać benzyny do ognia?"


No i zwyczajowo zacznę od przeprosin. Jestem smrodem który najpierw pisał egzaminy i nie miał czasu a potem go wywiało za granice i nie miał czasu Xd. Ale uwaga uwaga :Wróciłam ! Jakieś fanfary ? Bębny, trąbki chociaż? Nie nic?Jakoś mnie to nie dziwi XD. Ale , ale jest jedna dobra rzecz mam cudownie śmierdząca przyjaciółkę która postanowiła się na de mną zlitować i sprawdza moje wypociny i podpowiada mi i w ogóle cię kocham SleepWalking
A i jeszcze tak na końcu przeproszę, że to takie słabe i powiem żebyście się nie zdziwili.



    Lee Taemina nie obudziło natarczywe dzwonienie budzika, nie obudził go też szorstki język jego psa, ani nawet smakowity zapach tostów. Dopiero kubeł zimnej wody spełnił swoje zadanie.
-Co, do diabła?!- wydarł się rozczochrany nastolatek, siadając prosto i spojrzał ze wściekłością na swojego pokładającego się ze śmiechu brata.
-Hahaha, żałuj braciszku, że się teraz nie widzisz- przerwa na niekontrolowany chichot- Wyglądasz jak mokra kura! Wstawaj śpiąca królewno.
-No to się zdecyduj czy jestem królewną czy kurą, czy twoim bratem.- powiedział naburmuszony Taemin, wychodząc z barłogu i idąc do łazienki.
Po chwili, już suchy, wszedł do kuchni i wepchnął sobie całego tosta do ust.
-Gryź!- rozkazał mu Jonghung.- Nie jesteś wężem młody, żeby połykać swoje ofiary w całości.
-Nie... ja tylko jestem spóźniony do szkoły.
-To akurat żadna nowość- zripostował braciszek, na co młodszy wystawił mu język. Chwycił torbę i wyszedł z mieszkania.
 Taemin mieszkał sam z bratem od dwóch lat. Od śmierci rodziców musieli żyć u apodyktycznej ciotki i dzielić leżankę z jej ośmioma kotami , ale jak tylko Jjong skończył pełnoletność uciekli stamtąd i przeprowadzili się do nowego miasta. Od tego czasu czuli się bezgranicznie szczęśliwi, jak ptaki wypuszczone z zardzewiałej klatki, które po wielu latach rozkładają swe skrzydła.
Chłopak szedł zalaną słońcem aleją. Stąpał lekko, wygwizdując sobie tylko znaną melodie. Był już blisko szkoły, kiedy usłyszał za sobą jakieś kroki, które szybko przerodziły się w bieg i nim zdążył zareagować, ktoś rzucił się na niego.
-Zgadnij kto to?
-Gwałciciel?
-Jakiś ty domyślny, moje dziecko- zadrwił z niego przyjaciel.
Kim Kibum - szkolna diva. Choć był o klasę wyżej niż Taemin, przyjaźnili się już od dnia ich pierwszego spotkania. Rudzielec wyzwalał w Key jakieś pingwinie instynkty, przez co chętnie mu matkował, wykonując swoją rolę z pełnym poświęceniem.
-Jonghyung się o mnie pytał?- rutynowe pytanie z rana. Starszy chłopak od dwóch lat był, bez choćby cienia wzajemności, zakochany w bracie najlepszego przyjaciela.
-Chcesz znać odpowiedź?
- I tak ją znam – przyjaciel lekko posmutniał, ale gdy przechodzili przez bramę szkoły znów odzyskał wigor - W ogóle to... jak wyglądam?
-Jak Kim Kibum?- spróbował Taemin.
-Nie! Znaczy tak, to też. Ale co się zmieniło?
Key zatrzymał się i kazał Taeminowi na siebie spojrzeć. Rudzielec prze dłuższą chwilę przyglądał się twarzy kolegi.
-Hmm, wyskoczył ci pryszcz na brodzie?
-COOO?! Jak on śmiał! Dawaj mi lusterko! - krzyknął Key w furii. Taemin ze śmiechem wzniósł oczy do góry.
-To był taki żart, wiesz, z gatunku tych nie śmiesznych. A co się zmieniło twoim wyglądzie?- spróbował odwrócić uwagę chłopaka. Plan się powiódł bo Kibum przestał przeszukiwać torbę i uśmiechnął się szeroko.
- Dorobiłem sobie niebieskie pasemko- z dumą wskazał na swoją upstrzoną kolorami głowę.
-Aha, no to świetnie. Dobrze wyglądasz, a teraz się pospieszmy- uciął młodszy i pobiegli, żeby zdążyć na pierwszą lekcję.



Taemin wyszedł na dziedziniec podczas przerwy śniadaniowej i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Przy stolikach zgromadzili się przedstawiciele różnych kast. Najbliżej boiska siedziały cheerliderki i drużyna koszykarska, artyści koło hibiskusa, a skejterzy i cała masa nieokreślnych istnień siedzieli na stołach po środku. Jako ze chłopak nie zobaczył nikogo ze znajomych usiadł przy wolnym stoliku i zaczął się rozkoszować tostem, który brat wepchnął mu do torby tuż przed wyjściem. Wtedy na dziedziniec wszedł syn dyrektora szkoły.
Nie dość, że był bogaty, mądry i wysportowany to jeszcze tak zbudowany, że posągi Michała Anioła by pozazdrościły. Po prostu F4 skumulowane w jednej osobie. Nie dziw, że szybko zaczął decydować o wszystkim co się działo. To on stwierdzał kto jest popularny, a kto nie, co jest modne, co jest zabawne i co dozwolone.  
Pod koniec przerwy, gdy Taemin zajmował się obserwowaniem z pewnym znudzeniem najbogatszych dzieciaków, przysiadł się do niego blondyn z fryzurą w stylu piorun w rabarbar.
-Co u ciebie? Jak się spało? Widziałeś nową kurtkę Minho? Podobno z Paryża od słynnego projektanta. Słyszałeś, że się pokłócił z Suli? A co dostałeś ze sprawdzianu z chemii? Widziałeś, że mamy nową sprzątaczkę? Ale kompletnie niekompetentna! Zapomniała o papierze w męskiej toalecie na drugim piętrze- Wszystkie te pytania i informacje wyrzucił z siebie jednym tchem w tempie karabinu maszynowego. Z resztą, to był typowy sposób mówienia Zelo. Kiedy normalna osoba wymawia jedno słowo on mówi trzydzieści.
-Eeee… nie- odparł Taemin, sam nie będąc pewien na co. Naprawdę bardzo lubił młodszego kolegę, ale odpowiedzenie na którekolwiek z jego pytań było trudne , tym bardziej że przy piątym zapominał jak brzmiało pierwsze.
-Jak mogłeś nie słyszeć że Minho i Suli się pokłócili?! Wszyscy o tym mówią. Podobno to przez stres związany z przygotowaniami do „wielkiej imprezy”. Wiesz, w tym roku Suli chciała robić za dobra panią domu i wzięła na siebie większość zadań. Ale coś jej nie poszło...i teraz są jakieś zgrzyty w raju.
-No to tragedia. A ty w ogóle jesteś zaproszony na tę imprezę?
-Nie - uciął blondyn i szybko się pożegnał, biegnąc dalej, by szerzyć plotki. Tae wiedział, że kwestia dostania zaproszenia na imprezę i należenia do śmietanki towarzyskiej to u Zelo delikatny temat...co zrobić, czasem po prostu mu umykały ludzkie emocje i to co należy mówić, a co nie. Walka o wejście na wielkie urodziny Minho zaczynała się już w pierwszy dzień po wakacjach. Każdy, kto chciał coś znaczyć w szkole musiał uzyskać zaproszenie, które było dla wielu większym osiągnięciem aniżeli wygranie stypendium naukowego, a nawet nagrody Nobla.
Rozbrzmiał dzwonek i chłopak razem z tłumem ruszył w stronę drzwi wejściowych do szkoły, gdy nagle zobaczył wśród ludzi znajomą twarz. Zdziwiony zbliżył się do Jjonga.
- A ty co tu robisz? – zapytał.
-Dyrektor Choi ma do mnie jakąś sprawę.
-Zrobiłem coś?
-Nie, jeszcze nie - chłopak  z uśmiechem zmierzwił włosy brata.- Podobno to kwestia prywatna. Chce wynająć mój zespół.
- Eee...niemożliwe. Czego mógłby od was chcieć?
- Wspominał coś o imprezie syna.
- Że niby mielibyście grać na imprezie Minho?! Jakoś tego nie widzę.
-Zobaczymy – odparł tajemniczo Jonhung i zniknął w tłumie.
Taemin pełen wątpliwości poszedł do klasy, nawet przez chwile nie wierząc w t,o co powiedział brat. O ile pan Choi w ogóle słyszał zespół Jjonga, to nigdy by ich nie wynajął. No chyba, że jest głuchy jak pień. Poza tym, skąd miał się o nich dowiedzieć? O zespole, oprócz Taemina wiedział jeszcze tylko Key i Zelo. A ten ostatni wiedział o wszystkim, co jest nawet bardzo luźno związane ze szkoła. Z resztą, cała trójka, nawet Key pomimo ślepego uwielbienia dla Jonhunga,  zgodnie twierdzi, że słuchanie ich nie powoduje trwałego uszkodzenia mózgu tylko dzięki fenomenalnemu wokalowi Jonghunga. Taemin już mu wielokrotnie radził by znalazł sobie lepszych ludzi, ale ten uparcie twierdził, że razem zaczęli i razem skończą.
Lekcja historii wyglądała jak zwykle. Pan Lee usypiał wszystkich swoim nosowym głosem, wymieniając tysiące nieistotnych dat. Jego zajęcia to były jedyne lekcje, na których nikt nie był w stanie robić notatek. Nawet największe kujony poległy, smacznie chrapiąc z głowami na zeszytach.  Najenergiczniejszym stworzeniem w pomieszczeniu była mucha cicho pobzykująca na osłonecznionym parapecie. Nagle, ze snu wyrwał wszystkich ostry dźwięk dzwonka, potem kolejny i kolejny. Na początku wszyscy siedzieli jak sparaliżowani, lecz już za chwilę dało się słyszeć jak na korytarz wypadają uczniowie z sąsiednich klas.
- Spokojnie to tylko pożar- powiedział nauczyciel niezmiennym głosem. Następnie rzucił dziennik na stół i nie oglądając się, wybiegł z klasy. Przez chwilę wszyscy siedzieli zszokowani, a potem zaczęło się szaleństwo. To był istny chaos. Część pobiegła bez namysłu w ślad za nauczycielem, kilka dziewczyn po prostu stało i darło mordę, a jakiś chłopak próbował „ratować się” skokiem prze okno.  Taemin poderwał się z krzesła i jego pierwszą myśla było „Gdzie jest Jonghung?!”. Strach i adrenalina stępiły mu zmysły. Nie był w stanie o niczym innym myśleć poza odnalezieniem brata. Ledwie rejestrował ludzi wpadających co chwilę na niego na korytarzu kiedy biegł w zupełnie inną stronę. Nie zdawał sobie sprawy z dymu powoli wypełniającego mu pole widzenia, dopóki zupełnie go nie otoczył. Dookoła niego było zupełnie szaro, nie mógł już oddychać, chciał zaczerpnąć tchu, ale w płuca wpłynęły mu wyłącznie trujące opary. Świat zawirował mu przed oczami, a chłopak osunął się na ziemię, dysząc ciężko. Zaczął spazmatycznie kaszleć, a w uszach dudniło mu niemiłosiernie i był już pewien że umrze, kiedy nagle zobaczył sylwetkę wyłaniającą się z dymu, ostatkami sił krzyknął przez zaciśnięte gardło.
-Tutaj!
Ta osoba musiała go usłyszeć i rzuciła się w jego stronę. Tae z trudem skupił wzrok i spojrzał na pochylającą się nad nim postać.
-Taemin! Co ty tu robisz?! Miałeś pobiec z klasą! – krzyknął na niego Minho. Młodzieniec był zbyt wycieńczony, by odpowiedzieć. Zaczął się podnosić , ale nie starczyło mu sił. Minho przytrzymał go i zarzucił sobie jego ramię na szyję.
-Gdzie Jonghung?- spytał otumaniony Taemin.
-Bezpieczny. Nic nie mów. Trzymaj się, zaraz stąd wyjdziemy – gdy to powiedział dokoła nich rozpętało się piekło. Niespodziewanie otoczył ich ogień, a z sufitu zaczęły spadać płonące kawałki tynku. Taemin instynktownie skulił się, chowając twarz w barku Minho. Byli otoczeni. Nie mogli się ruszyć, nie mieli dokąd uciekać, a płomienie wciąż się zbliżały. Gdy coś wybuchło wewnątrz szkoły młodszy chłopak podskoczył i zadrżał. Nie miał charakteru dzielnego bohatera, wiedział o tym i gdy był młodszy zawsze miał z tego powodu kompleksy, ale teraz nawet o tym nie myślał. Teraz nic go nie obchodziło, był śmiertelnie przerażony. Minho widząc to, otoczył go ramieniem. Wszystkie mięśnie miał napięte i Tarminowi przemknęło przez myśl, że on też się boi, ale gdy chłopak się odezwał, jego głos był drżący od z trudem hamowanego gniewu
-Tym razem przesadził - warknął jakby do siebie, po czym zwrócił się do młodszego chłopaka - Nie martw się, wydostanę cię stąd – powiedział, a Taemin poczuł silne ukłucie w skroń, po czym pochłonęła go ciemność.

poniedziałek, 11 marca 2013

Prolog ,,Jestem ułomny''


No dobra...mam nadzieje, że to nie będzie kompletna porażka. Jakoś chwilowo straciłam wenę na pisanie ,,Wiara, nadzieja, miłość i smok” (ale to nie znaczy, że je porzuciłam. Za bardzo kocham Amare by to zrobić :P) i zaczęłam pisać moje pierwsze w życiu yaoi. Dodatkowo z jakimś porąbanym światem, który mam nadzieje z czasem się będzie wyjaśniał:). W ogóle zdziwiłam samom siebie że to jest 2min bo ja jestem bardziej fanką jongkey no ale taka była wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba :P.  Jako że to opowiadanie zmienia mi trochę ideę i porządek bloga to postanowiłam też trochę zmienić wygląd, i tak zmieniałam, że mi ze zdjęcia shinee kijaszka obcięło. :(


   Jestem ułomny. Albo raczej to oni mnie takim widzą. Dla nich jestem jak mucha pływająca w smole, gdy na mnie patrzą czują się jakby poruszali się szybciej niż w rzeczywistości. Dlatego tak bardzo lubią patrzeć. Żyję w świecie ludzi niesamowitych, zdolnych do wszystkiego, nieograniczonych i jestem Normalny. Nie potrafię wyłącznie umysłem sprawić, że kwiaty kwitną, dzień zmienia się w noc, a woda miesza z ogniem. I jestem Normalny, bo nie jestem stąd.  To ci ludzie są ułomni tonąc we własnej genialności. Gdyby nie ja nawet by jej nie poznali, bo są wszyscy tacy sami. Geniusz wśród geniuszy nie widzi, że jest mądry a szaleniec wśród szaleńców jest NORMALNY. 


   Światło rozproszone przez tysiące kryształów padało na futurystyczne wnętrze. Naprzeciw siebie na prostych białych kanapach siedziało małżeństwo i młody rudowłosy chłopak. Stojący pomiędzy nimi minimalistyczny stolik do kawy stanowił fizyczną i psychiczną barierę.
-Więc tak wygląda twoja,, zwyczajność”- Odezwał się mężczyzna wręcz wypluwając z obrzydzeniem ostatnie słowo.- Gdy ktoś z dobroci serca daruje ci dom i schronienie wykorzystujesz go uwodząc ich naiwnego syna?- Wykrzyczał mu prosto w twarz lekko unosząc się z miejsca.
–I jeszcze masz czelność oskarżać moje dziecko o próbę gwałtu?- Po tych słowach mężczyzna splunął trafiając prosto w środek czoła Taemina. Chłopka był pewien, że pomógł sobie w tym wolą. –On jest niewinny i czysty!  Nigdy nie położyłby by ręki na Normalnym.
W tym momencie zataczając się wszedł do salonu przedmiot rozmowy, pokazując w pełnej krasie jaki to on czysty i niewinny. Umięśniony tors miał nagi, a spojrzenie nie przytomne.
-Taeyang kochany wróć do nas na chwile- chłopak poruszył się niespokojnie i po chwili jego wzrok znów się skrystalizował, gdy opuścił swoją iluzje, a na ustach wykwitł przebiegły uśmiech.
-Odprawiamy właśnie Taemina, postanowiliśmy po prostu go puścić, ale jeśli masz inne plany to nie musisz się krępować. – Zwrócił się do niego ojciec.
-Wszystko w porządku. Nie chowam urazy pomimo krzywdy, którą mi wyrządził.-Powiedział świętoszkowatym tonem.
Starszy mężczyzna podszedł do Taemina chwycił go brutalnie za ramie i podniósł bez najmniejszego wysiłku. Gdy tuż obok kanapy pojawiły się znikąd drzwi z głośnym trzaskiem otworzył je siła umysłu i wypchnął przez nie chłopaka, który spadając w ciemność usłyszał jeszcze w głowie głos Taeyanga.
,, Uciekaj Normalny. Biegnij, bo gonią cię bogowie”.

Chłopak obudził się czując krople deszczu smagające jego ciało, obolały otworzył oczy. Leżał na środku brukowanej ulicy, nikłe zielonkawe światło sączyło się z latarni przy krawężnikach. W rynsztokach zalegały śmieci. Taemin wstał powoli. Podejrzewał, że znajduje się gdzieś na obrzeżach miasta, choć gdy ostatnio tu był okolica nie wyglądała tak źle. Cały bród i ulewa musiały być wytworem Taeyanga. Zaczął iść ulicą, nie wiedział co teraz ze sobą zrobić. Choć zdarzyło mu się już kilka razy stracić,, właścicieli” jak miał w zwyczaju ich nazywać, pomimo, że popranie politycznie byli opiekunami; to jeszcze ani razu nie został wykopany z nienawiścią.  Nie miał teraz żadnych wątpliwości, że wpiszą go na listę Niepoczytalnych i już żadna rodzina nie będzie chciała go przyjąć. Słyszał trochę historii o porzuconych Normalnych, ale jakoś żadna nie przypadła mu do gustu, w większości przypadków trafiali oni do burdeli dla koneserów tak zwanych,, realnych przyjemności,,. Lub po prostu snuli się zagłodzeniu po przedmieściu tylko po to aby potem umrzeć pod jakimś krzakiem.   Krążyły plotki, że istniej pewne podziemie złożone z Normalnych, ale idea wydawała się być tak nie realna i nie osiągalna, że nikt nie dawał jej wiary.
Nagle z rozmyślań o przyszłej karierze wyrywał Taemina dźwięk butelki roztrzaskującej się o ziemie, zerknął przez ramie. W jego stronę szło pięciu uzbrojonych w kije bejsbolowe mężczyzn o nienaturalnie umięśnionych ciałach, powykręcanych nieludzko. Wystarczył mu jeden rzut oka, aby się zorientować, że to kolejne wytwory Taeyanga . Chłopak bez namysłu rzucił się do ucieczki. Biegł ile sił w nogach choć wiedział, że i tak nie ucieknie. Stwory nie dorwały go jeszcze , dlatego że jego prześladowca chciał zobaczyć go cierpiącego. Lubił się rozkoszować torturami jak małe dziecko, które z lubością odrywa mrówce nogi tylko po to, by obserwować jak zwija się z bólu. Uciekał ciemnymi śmierdzącymi moczem uliczkami, których jedna nie różniła się wiele od drugiej, co chwile unikając butelek rzucanych przez mutantów. Upadł ciężko na ziemie raniąc sobie dłonie i kolana. O to nadszedł jego koniec. Normalny nie może się mierzyć z potęgom Nieograniczonych, sam nie zwycięży walki z bogami. Już chciał się poddać, pogodzić z porażką i czekać na śmierć, kiedy usłyszał nieoczekiwane kroki i krzyki. Jak spod ziemi wyrosła przed nim grupka ludzi, która z walecznymi okrzykami rzuciła się na stwory. Taemin jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział. Tam gdzie któryś z przybyszy uderzał mutanta rozpadał się on i stawał nie widoczny. Po niecałej minucie nie było śladu po jego prześladowcach.  Większość ludzi rozpłynęła się z powrotem w nocy. Zostało tylko pięciu chłopaków. Odwrócili się w jego stronę i jeden z nich, z pasemkami na włosach, zbliżył się ze zmartwieniem na twarzy i już miał zamiar coś powiedzieć, kiedy nieco niższy chłopak, za to lepiej zbudowany powstrzymał go gestem ręki.
- Kim jesteś?- Spytał się ostro.
-A wy?- Przez chwile stali i mierzyli się nieufnym wzorkiem, ale w obliczu oczywistej przewagi liczebnej przybyszów Taemin się poddał – nazywam się Taemin i jestem Niepoczytalnym Normalnym.
Na te słowa niski zupełnie porzucił srogą minę, wyszczerzył się szeroko i postukał przyjacielsko chłopaka po ramieniu.
-To tak jak by wszyscy bro, znalazłeś się w domu!

Mężczyźni poprowadzili Taemina korytarzem ukrytym pod jeną z opuszczonych willi i wpuścili do jasno oświetlonej sali. Główne miejsce w pomieszczeniu zajmował olbrzymi stół zawalony przeróżnymi papierami, dokoła którego zgromadziło się wiele osób. Ktoś stał przy białej tablicy i rozwiązywał równanie, ktoś inny biegał w tą i z powrotem z tacką pełną ciastek. W rogu leżały maty i wisiało klika worków treningowych na których ćwiczyła grupka nastolatków.
-Witaj w kwaterze głównej pierwszego ruchu oporu NN.- powiedział niski chłopak, który ani razu nie zdjął z twarzy wyszczerzu, rozkładając ręce jakby chciał nim objąć całe pomieszczenie.
-  NN?
- Normalni nienormalni- wtrącił z szelmowskim uśmiechem ten z pasemkami.

Taemin został usadzony w fotelu z ciasteczkiem i ciepłą herbatą, a obok niego na krzesłach usiadła rozgadana para.
-Chcesz coś wiedzieć?- Spytał się Pasemkowy jak nazwał go Taemin z braku lepszego pomysłu.
- Jakim cudem pokonaliście wytwory? Jeśli jesteście Normalni to nie powinno być możliwe.
-Jesteśmy Normalni. Po prostu każdy, kto chce należeć do NN musi się wybrać do pewnego miejsca. Tak właściwie to jest to inny świat. Nasz świat...Normalnych. Jak pewnie wiesz, nasze przezwisko wzięło się stąd, że zawsze twierdziliśmy, że z nami jest wszystko w porządku, że to Nieograniczeniu są dziwni. I okazało się, że mamy racje! My nie jesteśmy z tego świata Taemin! Byłem w naszym świecie tam są ludzie tacy jak my, wszystko robią siłą mięśni i determinacją, mają zasady, ograniczenia. A gdy z wróciłem, siła Nieograniczonych przestała na mnie działać, nie ulegałem ich iluzją i mogłem je zwyciężać. Z tobą też tak będzie, jeśli zechcesz się do nas przyłączyć.
- Chcę- odparł bez zastanowienia Taemin.
-No to jak tylko zjawi się szefunio zabierzemy się do naszego świata!-Powiedział Szczenior, czyli według słownika Taemina, często szczerzący się chłopak.
-Szefunio?
-Noo on nie lubi być nazywany szefem, ale czy by tego chciał czy nie nim jest. Zresztą to on odkrył przejście do naszego świata.       
W tym momencie przy jednym z wejść do sali zapanowało pewne poruszenie.
- Oho o wilku mowa.- Powiedział Szczenior i wstał nakazując gestem Taeminowi by zrobił to samo. Podeszli do rozmawiającej grupki ludzi. Pasemkowy wepchnął się miedzy nich i powiedział do kogoś znajdującego się poza zasięgiem wzroku Taemina.
-Minho mamy nowego.
W tym momencie Szczenior popchnął go lekko, także znalazł się miedzy rozmawiającymi ludźmi. Potknął się i musiał się przytrzymać czyjegoś ramienia, spojrzał w górę na właściciela i napotkał olbrzymie czekoladowe oczy obserwujące go uważnie.
-To on? –Spytał mężczyzna nie z nieprzeniknioną miną nie odrywając wzroku od twarzy Taemina.
-Tak. Czy coś jest...- Posemkowemu nie było dane skończyć, bo w jednej chwili Minho cisnął Taemina na ścianę i przygwoździł go ramieniem lekko podduszając.
-Kim jesteś?- warknął.
- Lee Taemin.
-Minho!! On jest w porządku, sprawdzaliśmy go.
-Nie wtrącaj się- rzucił ostro i przyjrzał się uważnie twarzy młodszego.
- Jak się tu znalazłeś?
-Zostałem wykopany przez moich opiekunów.
-Za, co?
-Bo broniłem się przed gwałtem.- Na te słowa twarz Minha odrobinę złagodniała i odsunął się od chłopaka.
-Przykro mi. Nie martw się. Człowiek, który ci to zrobił nie powinien już cię gonić skoro się zaspokoił.
-Nie zgwałcił mnie, nie dałem mu się!- Odparł wściekły Taemin rozmasowując szyję. Jego słowa wzbudziły pewne poruszenie w tłumie obserwującym scenę.
-Co masz na myśli?-Spytał ostrożnie Pasemkowy.
-Nooo, nie wiem... chyba po prostu był koneserem prawdziwych doznań i nie chciał na mnie używać iluzji. Albo coś.
- W porządku wierze ci. –Powiedział Minho, choć jego mina wskazywała na coś kompletnie odwrotnego.- Możesz z nami zostać i zabiorę cię do naszego świata.
-Osobiście?-Zainteresował się Szczenior.
-Tak osobiście.
Minho chwycił Taemina za nadgarstek i pociągnął w stronę jednego z wielu drzwi. Gdy weszli do środka chłopak przeżył lekki szok. Nie wiedział, czego się spodziewać, ale raczej nie tego. Na pewno nie mrocznego pomieszczenia wyglądającego jak wnętrze romańskiego kościoła.
-To kaplica?- Spytał się szeptem z nawet sobie nie wiadomego powodu.
-Tak w miejscu gdzie znajduje się kamieńca kiedyś stał kościół. Nasza baza znajduje się w zaadaptowanych katakumbach.
-No to wesoło.
-Dziwne masz upodobania.
Taemin spojrzał ciężko na swojego towarzysza.
-To był sarkazm.
-Sorry nie wychwyciłem.- Rzucił Minho nie patrząc na niego tylko na środek kaplicy. Taemin podążył za jego wzrokiem. W miejscu, w którym powinien znajdować się ołtarz stał ozdobny kamienny łuk.
-Chodź.- Minho pociągnął chłopaka za rękę i zbliżył się do bramy.- To są drzwi to naszego świata. Jesteś pewien, że chcesz przez nie przejść?
Taemin zamiast odpowiedzieć przekroczył próg.  

piątek, 1 marca 2013

Rozdział piąty


     Siedzieliśmy na fotelach obok siebie. Minho przy oknie, a ja pomiędzy GD i Taeminem. Zreferowaliśmy 2minowi jak się dostaliśmy do więzienie i naszą ucieczkę z pominięciem fragmentu o pocałunku. Jakoś ani jak ani GD nie kwapiliśmy się do wspominania tego incydentu. Taemin i Minho debatowali właśnie- ,,Co to oni by zrobili mafijnym miśką gdyby ich dorwali"- kiedy zapadłam w błogi sen.
Obudziłam się czując uderzenie w prawe ramie, niechętnie rozwarłam oczy i zepchnęłam z siebie głowę GD. Mógłby trzymać swój czerep przy sobie, nie dość, że okupuje moje myśli to jeszcze rości sobie prawa do mojego ciała. Okej to niemiało tak zabrzmieć. Chodziło mi oto, że mam przez niego same problemy. Czy ja próbuję się przed sobą tłumaczyć? Potrząsnęłam energicznie głową.
-Wiesz, że jak tak robisz to przypominasz Yorka?-powiedział Minho z pobłażliwym uśmiechem, prawą ręką bezwiednie gładził głowę śpiącego Taemina.
-Nie porównuj mnie do tych szczotek.- warknęłam, próbując doprowadzić do porządku włosy. To jest ten minus posiadania tysiąca koralików, warkoczyków i dredów na głowie, nigdy nie będę miała ,,ogarniętej” fryzury.
-Słuchaj- wystarczyło żeby to powiedział i od razu się najeżyłam. On tak ma, przybiera poważny ton, robi mądrą minę i wyskakuje z wykładem godnym psychologa Britney Spears.- Wiem, że nie chcesz się kontaktować z dziadkiem i w pełni to rozumiem, ale nie myślałaś nad spotkaniem z bratem? Nie oszukuj się, oboje dobrze wiemy, że przeczytałaś każdy list, który ci przysłał w przeciągu ostatnich trzech lat. Tęsknisz za nim i on za tobą też.
-Skąd niby możesz to wiedzieć?
- Bo gdyby było inaczej nie męczyłby się z wysyłaniem ci regularnie, co dwa tygodnie pięciostronicowych wiadomości pomimo, że ani razu nie odpisałaś.
W odpowiedzi wymruczałam tylko coś niezrozumiałego nawet dla mnie i udałam, że zasypiam. Ale Minho miał racje powinnam się skontaktować z Fidemem. Zanim wyjechał byliśmy bardzo blisko, więc jego zdrada zabolała bardziej niż siostry, z którą miałam dobre kontakty tylko w przedszkolu. To przez niego zaczęła się moja mania wplątywania we włosy różnych pamiątek. Wyjechał kilka miesięcy po śmierci babci, nie mówiąc nic nikomu. Zostawił mnie samą, a w dzień wyjazdu wręczył mi breloczek z koraliczków, zakończony medalionem z wygrawerowanym Amare, Fidem, Spes. Powiedział żebym go zawsze nosiła przy sobie i od tego czasu już go nie widziałam. Przez pierwszy tydzień, gdy myślałam, że zaginął to nie rozstawałam się z breloczkiem ani na chwilę, nosiłam na stałe przypięty do kluczy, umierając z niepokoju o brata. A potem dostałam jego pierwszy list z Korei i zaczęłam się wyżywać na bogu ducha winnej zawieszce. Oczywiście się rozwaliła. Kilka miesięcy później zostawiła mnie Spes. Pogrążyłam się wtedy w czarnej rozpaczy, gdyby nie 2min pewnie wciąż bym w niej trwała. Gdy w końcu uspokoiłam psychikę wplotłam sobie we włosy breloczek i kawałki starych naszyjników siostry i babci. I tak oto w jednym roku straciłam całą rodzinę za to zyskałam mnóstwo śmieci na czerepie. Tylko zastanawiam się, dlaczego mnie opuścili. Czy ja śmierdzę?            Zakończyłam moje metafizyczne rozmyślania, kiedy stewardesa oznajmiła, że niedługo będziemy lądować i kazała nam zapiąć pasy.
  Taemin wziął na kolana swoją torbę podróżną, a ona cicho zaskomlała. Zerknęłam na nią z rosnącym niepokojem i zauważyłam, że się rusza.
-Eeeeej Mini eeeeeeej- powiedziałam z miną wioskowego głupka- twoja torba warczy. Chłopak najpierw spojrzał na mnie mgliście nie do końca jeszcze przebudzony, a potem na jego twarzy zaszła zmiana i rzucił torbę Minho tak się przekręcając w fotelu, aby zasłonić ją swoim ciałem.
-Och tak doprawdy, a więc mówisz, że nie trawisz torbaczy?- Powiedział głosem zahelowanej myszki Miki i usłyszałam cichy chichot GD po swojej prawej stronie. Czułam w kościach, że coś nie tak.
-Bardzo sprytne Taemiś.  Minho lepiej nie karz mi dwa razy prosić i podaj mi torbę- zwróciłam się do Żaby, jako do najnormalniejszego z tego towarzystwa. Z obojętną miną wręczył mi ją nad głową swojego chłopaka. Pełna najgorszych obaw rozpięłam nieco zamek i natychmiast otwór wypełnił wilgotny psi nos. Tylko jedno zwierzę ma tak paskudny, wielki i zaropiały kinol. Mój największy wróg.
-Afik-z nienawiścią wypowiedziałam to złowrogie imię. Spiorunowałam wzrokiem każdego z chłopaków z osobna, napawając się widokiem ich płonących zgliszczy.- Który raczyłby mi to wytłumaczyć?
-To może ja.- Wysunął się przed szereg bohatersko GD - Nie wiń 2mina to wszystko moja wina.- Jak bym się nie domyślała- Napisałem do nich z prośbą, aby odebrali go ze schroniska i zabrali ze sobą.
-Po co?!-Wrzasnęłam tak głośno, że kilka rzędów przednimi się obróciło się ze zgorszonymi minami, a jedna babcia połknęła sztuczną szczękę -Przecież Afik był tam perfekcyjnie szczęśliwy, miał swój kącik i cało dobową opiekę.-Kontynuowałam starając się już panować nad głosem, ale jakoś żaden nie raczył mi odpowiedzieć.
- Świetnie!! A to powiedzcie mi, chociaż dlaczego go przewozicie w bagażu ręcznym??
-No, bo widzisz, dowiedzieliśmy się za późno, aby kupować klatkę i załatwiać wszystkie inne procedury- odparł Taemin z policzkami tylko o jeden odcień jaśniejszymi od włosów. No przynajmniej ten jeden wie, że źle zrobił.
-I ty się na to zgodziłeś?-Spytałam Minha z rozpaczą w oczach.
-Nie panikuj Amare. Co się może stać? Przecież za chwilę lądujemy.- Za wcześnie wypowiedział te słowa. Gdy schylałam się by odłożyć torbę na ziemię, zamek zahaczył mi się o sweter i rozsunął na całą szerokość. Bestia czując zew wolności wyskoczyła głośno poszczekując. Cały samolot w jednej chwili z nieruchomiał i jak na komendę odwrócił się w stronę Afika. A ten czując się w swoim żywiole będąc gwiazdą wieczoru z godnością uniósł ogon i walnął na środku przejścia wielką, brązową, śmierdzącą... pozytywkę. Okej nie nietrudno zgadnąć, że było to co innego. Oczywiście po tym zdarzeniu zapanował chaos, który ostatecznie skończył się wśród panów w mundurkach. Przynajmniej tym razem niebyła to policja tylko ochrona lotniska. Moim zdaniem ten pies powinien mieć już założoną kartotekę kryminalną.


   W taksówce faceci mieli na tyle rozsądku by się nie odzywać. Na szczęście, gdy dotarliśmy pod dom rodziny Taemina moja żyła szyjna przestała niebezpiecznie pulsować. Nie byłam pewna, u kogo tak właściwie będziemy mieszkać. Wiedziałam tylko, że Mini utrzymuje kontakt ze swoim kuzynem od strony matki i że jest on dość majętny, więc postanowił nas zaprosić. Wyszarpaliśmy nasze bagaże z samochodu i gdy spojrzeliśmy w górę jak na rozkaz opadły nam szczęki. Budynek wyglądał jak włoska willa na sterydach. Niski dach, drewniane okiennice, ściany w ciepłych kolorach porośnięte bluszczem, a to wszystko w rozmiarze XXL. Boże i co ja teraz zrobię, w camperze miałam problem żeby trafić do toalety, a tutaj będę musiała chodzić z jakąś cholerną nitką Ariadny żeby się znaleźć. Taemin zadzwonił do domofonu umieszczonego w marmurowym murze. Po chwili otworzyła się brama i naprzeciw nam wyszedł koleś z wielkim wąsem ubrany w elegancki garnitur.
-Witam w posiadłości państwa Kim. Nazywam się Park Woo Lin i jestem kamerdynerem, do państwa usług.- Powiedział i ukłonił się nisko. Na co przez chwilę staliśmy zdezorientowani a potem odpowiedzieliśmy niezręcznymi skłonami. Tylko GD skinął głową wyraźnie czymś rozbawiony. Zresztą niema się, co dziwić, ten psychol równie dobrze mógłby się śmiać do widzianych tylko przez siebie małych lateksowych wróżek. Mężczyzna wprowadził nas do obszernego holu, w którym zdjęliśmy buty i wierzchnie okrycie. A potem naszym oczom ukazał się największy salon, jaki widziałam. Zajmował on prawie cała dolne piętro, pomijając łazienkę i nieodgrodzoną kuchnie. Po prostu był tak ogromny, że można by w nim urządzić wesele dla tysiąca osób i słonia. Na tej wielkiej przestrzenie ktoś w skupiskach poustawiał przeróżne sprzęty. Przypominało to trochę dom z simsów stworzony przez leniwego twórcę z nadmiarem kasy. Gdy kontemplowaliśmy widoki po szklanych schodach zbiegł uśmiechnięty blondyn i rzucił się na Taemina z radosnym piskiem.  Po chwili za nim zszedł niższy chłopak szczerzący się jak tyranozaur przed obiadem, obrzuciłam go podejrzliwym spojrzeniem, sprytnie wydedukowałam, że ten pierwszy to musi być kuzyn Tae, ale kurdupel nie wyglądał jak rodzina.
 Gdy chłopacy przestali okazywać sobie wzajemny zachwyt, co zajęło im całkiem długo i gdyby Minho nie chrząknął pewnie zaczęliby się iskać, blondyn zwrócił się do nas.
- Sorrki za brak manier, ale tak dawno nie wdziałem Taeminem, że musiałem go najpierw przywitać. Tak w ogóle to jestem Key. - kolejny z dziwnym przezwiskiem. Ale jakoś od razu zapalałam do niego sympatiom. Miał w sobie coś takiego divowatego zapewne to przez te ubrania w papuzich kolorkach.
- Ty to pewnie jesteś Minho- wskazał na bruneta uśmiechnął się dwuznacznie- Taemin dużo mi o tobie opowiadał. Następnie skierował swoje kocie oczy na GD.
- A ty to..?
-Ta przybłęda, która ma nadzieje nadużywać twojej gościnności.- Powiedział przymilnie. Phi, jaki lizus.
-Hej! Ja też chcę się przedstawić.- Zwrócił się do mnie, jako najbliżej stojącej, dinozaur. -Jestem Jonghyun.
-A ja Amare- odparłam i odruchowo wciągnęłam rękę. Na co ten się roześmiał, chwycił ją i z teatralną galanterią musnął ustami.
-Miło mi panią poznać- powiedział podkręcając niewidzialny wąsik. Na co oczywiście musiałam dać popis mojego talentu aktorskiego i przyłożyłam dłoń do czoła w geście omdlenia.  Usłyszałam, że stojący obok GD wydał z siebie nieartykułowany dźwięk.  Uśmiechnięta odwróciłam się w jego stronę i napotkałam morderczy wzrok Key. W wzdrygnęłam się. Czyżbym tak szybko zrobiła sobie z gospodarza wroga? A szkoda serio chciałam się z nim zaprzyjaźnić, w końcu trafiłam na człowieka, który lepiej mrozi wzrokiem niż ja.
- A wiec ty jesteś słynną Amare.- powiedział Key i ścisnął moją dłoń, ale tak mocno, że poczułam zbierające się łzy.
-Z czego zasłynęłam?-Bąknęłam niewyraźnie. Chłopak kompletnie mnie zignorował i kontynuował z uśmiechem niesięgającym oczu.
-Cieszę się, że przyjechałaś. Bardzo nam się przyda kobieca ręka, ten dom to prawdziwy syf.- Wyszarpnęłam dłoń, usilnie walcząc ze sobą by jej nie potrzeć i odparłam uprzejmym uśmiechem. Nie podejrzewałam, że faceci podkreślający oczy eyelinerem mogą być szowinistami i robić aluzje na temat miejsca kobiet we wszechświecie. Chyba jednak nici ze wspólnych zakupów i łażenia w aureoli wzajemnej adoracji z bransoletkami BFF. No, ale co ja mu zrobiłam, poza tym, że jestem kobietą? Potem spojrzałam Jonghyuna stojącego z miną wyrażającą najniewinniejsze szczeniacze szczęście i mój radar romansów się włączył. Westchnęłam, przynajmniej będzie ciekawie.

     



Czy tylko mnie się wydaje czy Amare staje się coraz bardziej psychiczna? Siłą się powstrzymywałam aby nie dopisać jakiegoś swojego komentarza w tekście. A zwłaszcza przy tym zdaniu: naprzeciw nam wyszedł koleś z wielkim wąsem w eleganckim garniturze musiałam sobie wręcz pogryźć knykcie żeby nie dopisać ,że to nie wąsy były ubrane w garnitur XD
A tak ogólnie to było lepiej? – zapytała się Qndi, słodko mrugając swoimi świńskimi oczkami przepełnionymi nadzieją. 

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział czwarty


Sorrki, że tak dużo mi to zajęło. L Powstrzymywało mnie lenistwo, choroba, lenistwo. Lenistwo i szkoła to zdecydowanie moi dwaj najwięksi wrogowie. Mam jeszcze pytanie do doświadczonych koleżanek po fachu :P . Jak wy ,,reklamujecie” swoje blogi. Bo ja jestem czarna i mętna w tej kwestii. J

      Przyłożyłam głowę do zimnych prętów. Pamiętam jak kiedyś, w zamierzchłych czasach chciałam być pisarką i jak chodziłam po uliczkach rodzinnego miasteczka za wszelką cenę starając się wpaść w jakieś kłopoty, bo jak to ja sobie tłumaczyłam, aby być prawdziwą pisarką muszę pisać z własnych doświadczeń. Pamiętam też, że moją ostatnią i pierwszą książkę przerwałam w momencie, gdy główny bohater został zamknięty w więzieniu. Pomimo usilnych prób nie byłam wstanie dostać się za kratki. No popatrzcie! Na co się zdały te wszystkie wybite okna u sąsiadów i herbatki Liptona udające skręty? Wystarczyło wziąć pod swój dach pewnego debila i wszystkie moje marzenia się spełniły!!
-Hej Amare, co byś powiedziała na jakąś grę skoro i tak już jesteśmy zamknięci?- Powiedział GD uwodzicielskim tonem. A ja odwróciłam się powoli, wyobrażając sobie jak moja zła energia się materializuje i zmienia w wielki czarne psy. Chłopak widząc moją minę uśmiechnął się przepraszająco.-Oj nie przesadzaj, przecież ta przyczepa i tak już była wiekowa, a Afika nie lubiłaś zresztą z wzajemnością, to nawet lepiej, że jest w schronisku. – Gdy to mówił trzy labradory wyjadały mu mózg.
- GD...Kochanie...Czy ty, aby na pewno marz świadomość, co mówisz? Czy poprosić tego miłego oficera żeby trochę tobą potrząsnął w ramach opieki medycznej? Przypomnij sobie, przez kogo znaleźliśmy się w tej pożałowania godnej sytuacji!
-Przez Afika?- Zapytał głosem niewinnym jak u pani z pod latarni na emeryturze.
Ręce mi opadły, choć po części ma racje. Siedzimy w areszcie od pięciu dni, a trafiliśmy tu w dniu, gdy Bob, który tak naprawdę jest Johnem, przywiózł Afika. Przylazł, wypił z nami herbatkę, odstawił kundla i wyszedł nie zamykając drzwi. I to był pierwszy krok do katastrofy. Następnie GD nadepnął ogon Yorka. Drugi krok. Potem pies wybiegł głośno skamlając, a GD zanim. Trzeci krok. Długo nie wracali, więc wyszłam sprawdzić, co z nimi. Czwarty krok. Szłam i szłam leśną drogą pośród spadających liści i nic nie wróżyło, że katastrofa nadejdzie głośno tupiąc, ale wtem ujrzałam jakieś postacie na końcu drogi i usłyszałam szczekanie, ucieszyłam się i poszłam w tamtą stronę. Piąty krok. BUM KATASTROFA! Im byłam bliżej tym więcej szczegółów się nie zgadzało, pies nie szczekał, ale skomlał, postacie nie stały jak powinny, tylko jedna leżała bezwładnie a druga ją przytrzymywała za kołnierz. Kontury były nie wyraźne w cieniu, nie byłam niczego pewna, bałam się jak nigdy i wtedy promienie zachodzącego słońca przedarły się pomiędzy koronami drzew i oświeciły zakrwawioną twarz GD. To on pochylała się nad bezwładnych ciałem Boba\Johna. W tedy po raz pierwszy w moim długim dwudziestoletnim życiu zrobiłam to, co każdy normalny człowiek. Rzuciłam się do ucieczki. Zapewne cała scena wyglądałby przepięknie, długowłosa kobieta skąpana w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca, ucieka usłaną opadłymi liści alejką, gdyby nie ten tępy kundel, który wiedziony pierwotnym instynktem łowcy pobiegł za mną i powalił na ziemię. Tak, powalił mnie miniaturowy York. Moja nauczycielka samoobrony była by zemnie dumna.GD podbiegł do mnie i pomógł wstać z wielkim zmartwieniem na skalanej krwią twarzy. Zaczął przekonywać abym nie wyciągała pochopnych wniosków, że to nie on zaatakował Johna tylko mafijne miśki, a on porostu przechodził. I tak po wielu godzinach tłumaczeń zaczęłam mu wierzyć i starać się nie myśleć, że stwierdzenie,, ja tylko przechodziłem” to alibi większości morderców. Ale nie wszystko da się rozwiązać nie myśleniem, bo wkrótce przyjechała policja, zaczęli przesłuchanie, nie do końca uwierzyli w wersje GD, a potem odkryli, że mój camper był kradziony. Ja w tym palców nie mieszałam, przysięgam, po prostu mogłam kupić go od nie całkiem białych (w sensie mentalnym) ludzi. Tak, więc samochód poszedł na złom, a Afik do schroniska.
    Czułam na sobie wzrok GD cały czas, gdy rozmyślałam nad swoim godnym najwyższego pożałowania życiem.
- Czy przypadkiem nie masz dzisiaj odlotu do Korei?- Spytał, podejrzanie poważnym tonem.
- Jasne! Jeśli się nawdycham jeszcze trochę tej farby na ścianie to faktycznie będę miała odlot, ale nie koniecznie do Korei! Czy ty nie widzisz?! Jesteśmy za kratkami!
-Tak, ale twój bilet nie został anulowany.- Wciąż nie zmienił tonu. Skąd on bierze ten spokój? Nawet ja bym ze sobą nie wytrzymywała.
- No nie 2min był gdzieś w górach bez zasięgu, ciągle niewiedzą, że z nimi nie lecę. Będą nieźle zdziwieni jak się nie pojawię na odprawie.
-No to polecisz.- Spojrzałam na niego, jak to mam w zwyczaju, jak na człowieka-anomalię urodzonego bez piątej klepki. – Uciekniemy dzisiaj i to za chwilę.- Rozglądnęłam się odruchowo, ale nikt nie mógł nas podsłuchać, bo mówiliśmy po koreańsku, a kamery wiszące pod sufitem, przypuszczalnie od nowości nie działają, zresztą sprawdziliśmy to robiąc szaleńcze skoki i imitując samobójstwo. Nikt nie zareagował.- Mój plan powinien wypalić, jeśli tylko będziesz mnie słuchać.- nim zdążyłam spytać, co to za plan. GD chwycił za kołnierzyk mojej koszuli i jednym szarpnięciem ją rozpiął, przy okazji urywając większość guziczków. Odruchowo zasłoniłam się dłonią. Na co chłopak posłał mi ironiczny uśmieszek jawnie mówiący, że za bardzo, co zasłaniać to nie mam.  A potem chwycił mnie w tali, przyciągnął do siebie i wyszeptał do ucha,
-Za chwile masz się zacząć bronić, a jak już będziesz na zewnątrz walnij strażnika czymś ciężkim w tył głowy, zabierz mu klucze i mnie uwolnij. Ok?
I wtedy mnie pocałował, dosłownie zmiażdżył moje usta swoimi. Przez chwilę stałam jak wmurowana a potem, odruchowo, odpowiedziałam. Znam człowieka, który wielokrotnie naraził się na śmierć, bo ma odruch oddychania pod wodą i wstrzymywania powietrza na powierzchni, w porównaniu z nim jestem na bezpieczniejszej pozycji z odruchem całowania przystojnych Azjatów. Chyba. Nim zdążyłam zarzucić mu ręce na szyje chłopak odsunął się i spojrzał na mnie z dość głupkowatą miną.
-Maiłaś krzyczeć- powiedział. No to się wydarłam ile sił w płucach. GD chwycił mnie za głowę i zaczął targać włosy.  Przyciągnął znowu do siebie, ale tym razem nie pozwoliłby nasze usta się zetknęły tylko kręcił głową kilka centymetrów od mojej twarzy imitując pocałunek. A ja zaczęłam młócić rękami w powietrzu imitując sprzeciw.
-Co tu się wyrabia!- Krzyknął tłustawy oficer i zaczął szarpać się z kratami celi tuż obok naszych głów.
-Tu są drzwi, a pan trzyma do nich klucz- podpowiedział mu uprzejmie GD odsuwając się ode mnie.
Oficer wkroczył do naszej przytulnej klatki podciągając spodnie i wyciągnął mnie na zewnątrz znów zamykając drzwi.
-Jeszcze ci się odechce młode panny obłapywać- powiedział grążąc GD tłustym od kurczaczków KFC paluchem. I w tym momencie roztrzaskałam na jego głowie kubek.

Jeszcze żadna kobieta nie wydała mi się tak piękna jak Amare w tym momencie, gdy stała z odłamanym uszkiem kubka nad nieprzytomnym policjantem. Włosy miała zmierzwione, koszule rozpiętą tak, że ukazywała jej stanik w malinki, policzki zaróżowione a oczy błyszczące. Schyliła się i wyjęła klucz z ręki oficera i otworzyła mi drzwi bez słowa. Szczerze mówiąc nie byłem pewny, co do tej części planu. Obawiałam się, że gdy tylko się wydostanie to żuci się do ucieczki zupełnie o mnie zapominając, ale z drugiej strony nie spodziewałem się też, że odpowie mi na pocałunek. Ta dziewczyna jest zdecydowanie dziwna.
- Myślisz, że nic mu nie będzie?- Spytała spoglądając z poczuciem winny na nieprzytomnego mężczyznę. Prychnąłem w duchu. No jasne mu to współczuje, a jak mnie kopie, co chwile w łydki to jakoś winna się nie czuje.
- Ani ty ani kubek nie jesteście na tyle silni by wyrządzić mu krzywdę.- Powiedziałem, chwyciłem ją za rękę i zacząłem biec. Dokładnie pamiętałem trasę, którą mamy uciekać, bo jak nas prowadzili i jak musiałem mieć wypady do kibelka, uważnie przyglądałem się rozmieszczeniu kamer i innym szczegółom.
- Zresztą i tak przypuszczalnie molestował więcej dziewczyn niż ty wżyciu zobaczyłaś.- Rzuciłem przez ramię skręcając w kolejny korytarz. 
-Przecież tego nie wiesz!- Krzyknęła walcząc z lekką zadyszką.
- Ty też.
-Ale nie można oceniać ludzi na podstawie wyglądu albo własnych złudzeń
I kto to mówi, ona jakoś bez przerwy to robi w stosunku do mnie. Wtem na końcu korytarza ujrzałem policjantów. Błyskawicznie zasłoniłem usta Amare ręką i przycisnąłem ją do ściany osłaniającej od strażników. Byliśmy bardzo blisko, znowu, czułem jej oddech i czułem jej zapach. Po tym, co się stało w celi wolałem nie patrzeć jej w oczy, ta dziewczyna jest groźniejsza niż myślałem. Amare wymamrotała coś pod moja ręką. Coś, co brzmiało jak,, zabieraj łapę” w odpowiedzi przycisnąłem ją mocniej od muru. I wtedy splunęłam mi na rękę. Zabrałem ją z obrzydzeniem i o tarłem o ścianę. Cofam nie odwołalnie wszystko, co o niej myślałem w przeciągu ostatnich dwudziestu minut, albo lepiej w przeciągu ostatnich pięciu dni jak siedzieliśmy zamknięci razem. To jest skrajna idiotka pozbawiona choćby krztyny wdzięku.
- Masz szczęście, że policjanci już poszli.- Powiedziałem zmuszając się by panować nad głosem.
-No nie wiem, patrząc na mój ubiór i to, że zakrywałeś mi usta dłonią to raczej ty masz szczęście, bo gdyby nas zobaczyli to bez dwóch zdań by cię przyskrzynili, a mnie puścili wolno z ciepłą herbatką, tabletkami uspakajanymi i testem ciążowym. – Powiedziała i poszła przed siebie dumnie zadzierając nos. Mówiłem idiotka. Nawet nie wie do kąt idzie.
Nie wiem, jakim cudem udało nam się wyjść z komisariatu, Amare kompletnie się nie kryła brakował tylko żeby zaczęła robić pajacyki na środku komendy.
Na rowerach miejskich pojechaliśmy do campera po paszporty i rzeczy na zmianę, modląc się, aby go nie przestawili i nie było tam policji. Któryś z bardzo wielu dostępnych bogów wysłuchał naszej prośby i był on tylko ogrodzony taśmą. Z siedliśmy z rowerów, a Amare poprawiła węzeł, który zrobiła na środku brzucha, dzięki temu jej koszula trzymała się trochę bardziej kupy.
- Zostaw to, szybko się przebierzesz, weźmiemy podstawowe rzeczy i się zmywamy.- Pokiwała potulnie głową, ruszając w stronę campera i nie przestając poprawiać koszuli. Szczerze mówiąc to dzisiejsza ucieczka była pierwszym razem jak posłuchała tego, co mówię. Uśmiechnąłem się pod nosem, w końcu zaczynam ją temperować. Chwyciłem torbę i wpakowałem do niej wszystkie swoje rzeczy, po dłuższej chwili dziewczyna też była już gotowa. Rowerami pojechaliśmy na najbliższy przystanek autobusowy.         
    
Po dwóch godzinach drogi dotarliśmy na port lotniczy Atlanta - Hartsfield-Jackson, dzięki bogu miałam jeszcze dwadzieścia minut do odprawy, odebrałam od GD moją pakowaną w ekstremalnym pospiechu walizkę, którą z jakiegoś powodu postanowił szarmancko za mnie ponieść. Naprawdę nie wiem, co się z nim dziś dzieje, jeszcze trochę a pomyśle, że tak naprawdę jest mężczyzną a nie tlenioną wiewiórką balkonową. Zobaczyłam w tłumie czekającym na odprawę rudą głowę Taemina i się uśmiechnęłam. Machnęłam ręką w stronę GD.
-No dzięki za wszystko, miło było poznać i w ogóle.-Powiedziałam, a on nic tylko się na mnie gapi. Chyba nie liczy na żadne rzewne pożegnanie? Prychnęłam, jego nie doczekanie!-To ja spadam.
I poszłam do przodu, a on za mną. Przyspieszyłam i on też, postąpiłam krok w bok i on też, zrobiłam piruet i spojrzał na mnie jak na idiotkę. Praktycznie biegiem dopadłam Taemina i Minho. I oczywiście zaczęli na zmianę przytulać mnie i gadać jeden przez drugiego jak to się martwili i denerwowali i że słyszeli plotki itd. Gdy Taemin po raz piaty powtórzył że był gotów złożyć ofiarę z pierwszej napotkanej dziewicy byle by tylko dobry los mi sprzyjał podszedł do nas GD. Co mnie przeraziło reakcja chłopaków w stosunku do niego była podobna, pomijając ten fragment z przytulaniem.
-Ymm, co ty tu jeszcze robisz?- Zapytałam siląc się na uprzejmość mając w pamięci wspólnie spędzone trudne chwile.
-Leci z nami- odparł za niego Minho.
-Co?! Ale, ale nieee....to są nasze wakacje...nasza wielka wycieczka- powiedziałam żałośnie czując jak zaciska mi się pętla na szyi.
-No właśnie- powiedział Taemin posyłając mi szeroki uśmiech- to będą niezapomniane wakacje.
-Bez wątpienia- powiedział GD, co zabrzmiało jak najgorsza groźba. Poczułam jak pętla się zacisnęła.    

środa, 2 stycznia 2013

Rozdział trzeci


    Chwyciłem kurtkę wiszącą na wieszaku i  nie bacząc na ewentualność stracenia przyrodzenia, odważnie ruszyłem na poszukiwanie  Amare. Długo mi to nie zajęło bo stała dokładnie za drzwiami i darła( mam wrażenie, że ta dziewczyna niema trybu cichego) się do słuchawki.
-Taemin ja cię błagam po prostu przyjedź pomnie.-chwila ciszy- Możesz kupić mleko bananowe kiedy indziej, poza tym jak dalej będziesz tyle go pił to w końcu wypadną ci wszystkie zęby i nabędziesz mógł nic gryźć ani przeżuwać ,a słodycze będziesz musiał brać dożylnie!!! –znowu chwila ciszy- aaaaa.. nieważne nich ci będzie. Tylko przyjedź szybko. Ta ta też cię kocham .Pa.- rozłączyła się i obejrzała na mnie ze złym błyskiem w oczach . Z nią coś jest zdecydowanie nie tak. Innym facetom mówi, że ich kocha, a mi grozi rychłą śmiercią. No wiecie co! Zupełnie jak by mi coś brakowało. Mimowolnie spojrzałem w dół. W mojej ocenie wszystko jest na miejscu.
-Słuchaj, myślałem..- niestety znów niemogłem dokończyć wypowiedzi. Ostatni jakoś często się to zdarza. Tym razem przerwał mi wielki Van który w zawrotnym tempie nadjechał od strony miasta. Wykręcił na ciasnej drodze przy okazji wznosząc w powietrze tabuny kurzu i zeschłych liści. Gdy znowu zrobiło się widno samochód stał już tuz obok nas potulnie sobie mrucząc. Chłopak siedzący z kierownicą był azjatą( a jakże by inaczej )  i miał jedne z największych oczu jakie w życiu widziałem u faceta. Żaba, na kilometr widać, że żaba. Jeszcze zanim się uśmiechnął wiedziałem, że żaba. Choć żadnych sensownych wniosków nie byłem wstanie z tego wyciągnąć.
 -Hej Amare Taemin kazał mi cię odebrać i czeka na nas w centrum . Jedziesz?
 -Tak sekunda- rzuciła w jego stronę o dziwo łagodnym tonem, a mnie ,oczywiście, zgromiła wzrokiem- tyko niczego tu nie spal. I po chwili zostałem sam... sam jak palec tra la la la la. O boże jeden dzień w jej towarzystwie i już zaczynam fiksować.

-Kto to? -Zapytał się Minho nie odrywając wzroku od jezdni.
 -Zwierzaczek którego przygarnęłam- chłopak słysząc to nic nie powiedział tylko uśmiechnął się pod nosem. Za to go właśnie uwielbiam, nieważne jak wielkie bzdury będę wygadywać on zawsze pozostanie spokojny. No chyba, że ktoś tknie Taemnia... wtedy może się pożegnać z życiem i do tego zostanie mu ono odebrane w najbrutalniejszy z możliwych sposobów ( ja nie wiem jaki, jak macie jakiś pomysł to mówcie :P). Zostało przed nami jeszcze dziesięć minut drogi, a rozmowa z Minhem podczas jazdy jest surowo zakazana. Ten chłop jest prawdziwym mistrzem kierownicy, ale tylko w ciszy. Zaczęłam przeglądać płyty w schowku .
 - Masz coś nowego ? - zapytałam się powietrza nawet nie oczekując odpowiedzi(w końcu dziwne by było gdyby powietrze gadało :P). Chwile pogrzebałam wśród mieszanki kpopu rocka i Michaela Jacksona. Ten ostatni to na pewno sprawka Taemina i już miałam wsadzić do stacyjki płytę Boa kiedy Minho obwieścił.
 -Dojechaliśmy.- staliśmy przed nasza ulubiona kawiarnia w mieście. No dobra ulubiona kawiarnią Taemnia, zresztą jedyna która serwuje mleko bananowe.
 -Już ? Tak szybko ? To chyba twój rekord. Ile to było pięć, sześć minut ?- Zapytałam się z gracją wypełzając się z Vana.
 - Taemin powiedział, że ma coś ważnego nam do przekazania- chłopak wzruszył ramionami
 -Omo ale chyba nie zmienił płci -powiedziałam z udawanym przerażeniem za co Minho zgromił mnie wzorkiem.
 Rudzielec siedział przy stoliku najbliżej lady i na jego pięknej twarzy natychmiast wykwitł rozbrajający uśmiech. Zamachał w nasza stronę energicznie obiema rączkami zupełnie jak rozentuzjazmowana dziewczynka. Serio jak tak czasem się na niego patrzę to mam wrażenie, że jest bardziej kobiecy niż ja. W tym momencie potknęłam się na prostej. To nie wrażenie to pewność. Na powitanie Minho nachylił się nad Taeminem uniósł jego podbródek i złożył pocałunek na jego ustach, zupełnie nie zwracając uwagi na wlepiające się w niego sprzedawczynie. Ja osobiście pogodziłam się już dawno, że dwójka moich najlepszych przyjaciół zakochała się w sobie nagle rok temu. Zresztą teraz już nawet przestałam udawać, że mnie to brzydzi tylko bezczelnie się na nich wgapiałam z szerokim bananem na twarzy.
 -Nuna nie sadzisz, że takie ostentacyjne patrzenie się na całujących się ludzi to przesada?- zaśmiał się Taemin gdy się od siebie odessali.
 - Załatw mi jeden pokaz w waszej sypialni to przestane- takie żarty w naszej trójeczce były na porządku dziennym. Ale w rzeczywistości sądzę, że jednak wdarcie się do ich sypialni to była by przesada. Gdy już usiedliśmy ( Minho obowiązkowo z ręką na ramieniu swojego chłopaka) Teamin z błyszczącymi oczyma zaczął mówić.
-No więc mam plan...-słysząc to skrzywiłam się nieznacznie, w naszej paczce to on był skrzynią pomysłów, tyle że w większości przypadków były one dość szalone i nie realne. O ile dobrze pamiętam ostatni zawierał dętki od roweru, gaz ziemny, nutellę i owce. –Nie rób min! ten jest w pełni wykonalny i przypuszczalnie tobie się spodoba najbardziej, bo...uwaga, uwaga...jedziemy do Korei!
-Hę?- tak mniej więcej wyglądała reakcja moja i Minho tylko, że ja to wyraziłam przez wydanie z siebie seri dziwnych dźwięków, a on przez zmarszczenie brwi.
-Naprawdę!! Wiecie, że mam rodzinę w Korei i już z nimi nawet gadałem i zgodzili się bym przyjechał z dwójką przyjaciół.
-A czy oni wiedzą hyyym...jakiego typu przyjaciółmi jesteśmy? – spytał się niepewnie Minho.
- Ojtam szczegół, nawet jeśli nie wiedzą to raczej nie będzie im to przeszkadzać.- odparł młody z niegasnącym uśmiechem.- poza tym jak będziemy już w Korei to Amare będzie się mogła po raz pierwszy spotkać ze swoim dziadkiem.
-Wiesz możesz mi wierzyć, że jak już będę w Korei, to będę miała inne priorytety, a niżeli spotykanie się z jakimś starym zgrzybiałym dziadem który bezczelnie odciął się od rodziny.   
-Amare. Czy ja ci muszę przypominać, że to twoja rodzina się od niego odcięła- powiedział Minho. Cała się napuszyłam, tylko dlatego, że znają każdy szczegół z mojego życia to nie muszą się tym chwalić na każdym kroku. Poza tym świetnie wiem jak wygląda moja sytuacja rodzinna. Babcia emigrowała (z jeszcze robiącą papkę w pieluszki) mamą do Ameryki po tym jak dziadek stał się jakąś grubą rybą i trochę mu odbiło. Tam mama po dorośnięciu spotkała tatę i spłodziła z nim trójkę niebieskookich dzieci i zanim się stałam na tyle stara by to pamiętać rozbili się samochodem. I to by było na tyle.
-A co jeśli jest bogaty, co jeśli od dawna tęskni za rodzinką i zgodzi się spłacić długi twojej siostry ze sporą nadwyżką?- kusił Mini z chytrym uśmiechem.
Zgromiłam go wzrokiem, a on jak to ma w zwyczaju, nic się tym nie przejął i wystawił mi język.
-Nie chce z nim mieć nic do czynienia i tyle!
Chłopacy w końcu przestali naciskać i resztę czasu spędziliśmy głośno gadając (najgłośniej w całej cukierni) i marząc co my takiego zrobimy jak już będziemy w Korei.




Wszystkiego naj w nowym roku! Sorrki, że tak krótko, ale obawiam się, że te moje rozdzialiki nie będą zbyt wymiarowe :( W ogóle jak pisałam opis Minha i Taemina to naszła mnie taka dygresja, że właściwie piszę to po schemacie . Czyli Taemin-kobiecy, lubi mleko bananowe. Minho- charyzmatyczna żaba, lubi Taemina :P. Tak pomyślałam ale żadnych wniosków z tego nie wyciągnęłam ma tylko nadzieje, że to nie jest źle :).